sobota, 20 lutego 2016

Europejskość zostaw w Europie

Mocno wierzę, że w Indiach każdy odnajdzie chociaż fragment swojego szczęścia. I choćby za to Indie pokocha. Nawet jeśli ta miłość będzie ułomna i niewielka, to jednak się zacznie. Równie mocno jednak wierzę, że tej miłości łatwo uniknąć, bo ona nie przychodzi nieproszona. Indie do swojego serca trzeba zaprosić, a przynajmniej szeroko otworzyć im drzwi, by mogły wejść. Spotykam się z opiniami po powrocie, że Indie to tylko brud, smród i ubóstwo, że nie ma w nich niczego mistycznego czy pięknego. Że ktoś żałuje, że do Indii w ogóle pojechał. Wszystkich tych niezadowolonych łączą ze sobą dwie rzeczy, których u ludzi w Indiach zakochanych nie widzę.

Przede wszystkim, oni nie chcą zobaczyć innych Indii ani tym bardziej ich zrozumieć. Mają w głowie utrwalony stereotyp i to on rządzi ich percepcją. Drugie podobieństwo to przeświadczenie o swojej wyższości. Od urodzenia jesteśmy przekonywani, że Europa to pępek świata i mamy patent na jedyną słuszną rację. Jesteśmy lepsi, bo jako pierwsi odkryliśmy Amerykę, choć ona istniała od dawna. I nieważne, że potem dosłownie wyrżnęliśmy w pień wielu mieszkańców tego kontynentu, spychając ich do rangi ludzi drugiej kategorii czy dzikich zwierząt. Wojny krzyżowe były uzasadnione, choć zabijano także rzesze dobrych ludzi. Ale nie byli Europejczykami i katolikami, więc mieliśmy prawo skazać ich na śmierć. Jesteśmy uczeni, że Brytyjczycy stworzyli wspaniałe imperium. Siłą odbierali innym krajom ich największe skarby, traktowali mieszkańców jak nieludzi, ale to nic. Uczeni jesteśmy, że jeśli to my panoszymy się na świecie, to jesteśmy tymi dobrymi, a pozostali zasługują na plagi, rozboje i gwałty. Natomiast jeśli ktoś robi nam to samo, to jesteśmy ofiarą, a on tym złym.

Kiedy myślimy o cywilizacji, to przychodzi nam do głowy nasza zachodnia cywilizacja. Wszystko poza nią będzie dziczą albo ułomną namiastką cywilizacji. Nieważne, że w samej Azji istniały już rozwinięte cywilizacje, gdy nam - dumnym Europejczykom - bliżej wciąż było do małp niż ludzi. I że to my wdrażaliśmy u siebie ich wynalazki. Ale mamy w końcu wyłączność na bycie nadludźmi, więc wszystko, co jest najlepsze, jest z pewnością europejskie. Stąd gdy jedziemy do innych krajów, zabieramy ze sobą swoją europejskość i próbujemy ją na siłę wdrożyć na miejscu. Halo, jestem Europejczykiem, przywiozłem wam kulturę, mądrość, rozwój i kaganek oświaty, korzystajcie z nich i wielbcie mnie. Może nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale właśnie tak się często zachowujemy, taka postawa jest głęboko w nas zakorzeniona. Jesteśmy gośćmi w czyimś domu, ale to cały dom ma się do nas dostosować, nie na odwrót. I w dodatku otoczenie pokornie znosić musi wszystkie uwagi kierowane pod jego adresem.

Nie mogę wejść do świątyni? Przecież jestem turystą, musicie mnie wpuścić! (Nieważne, że to dla innych miejsce święte i dlatego innowierca nie ma prawa wstępu.)
Czemu mam zdjąć buty i zakryć włosy w świątyni? Przecież jestem z Europy, u nas tak się nie robi!
Czemu nie ma papieru? Jak to podmywacie się ręką? Co za dzicz! (Na nic słowa, że azjatycka wersja toalet jest bardziej eko i higieniczna niż nasza zachodnia.)
Czemu lejecie sobie wodę do gardeł? Nikt was nie nauczył poprawnie pić? (Według standardu zachodniego lepiej obślinić szyjkę butelki i potem kolejnej osobie przekazać swoje zarazki.)
Aranżowane małżeństwa? Przecież za człowieka nie może decydować ktoś inny, to takie niepostępowe, miłość się liczy. (U nas 1/3 małżeństw z miłości wcale nie rozpada się po pierwszym roku z powodu wygaśnięcia uczucia i niezgodności charakterów, bo młodzi nie potrafili odróżnić chuci od miłości.)
Dlaczego to jedzenie takie ostre? Kto dodaje tyle przypraw? I tak smaku nie czuć. Powinni nam zaserwować coś naszego! (Przyprawy chronią żywność przed zepsuciem i pozwalają na lepsze trawienie. Indusi wyczuwają smaki poszczególnych przypraw, to przyzwyczajeni tylko do soli i pieprzu Europejczycy nie rozróżniają aromatów.)

Powyżej znajduje się zaledwie kilka przykładów tego, co słyszałam od osób wracających z Indii. Za każdym razem ja, ja i ja. Wszystko, co europejskie, jest najlepsze. Co indyjskie - nierozwinięte. Żywność, sposób pracy, mentalność. Jeśli przyjeżdżasz do Indii z takim nastawieniem, to już na lotnisku odbijesz się od niewidocznej bariery. Indie Cię nie przyjmą i nie ugoszczą tak, jak chciałyby to zrobić. Przed Indiami trzeba umieć pokornie skłonić głowę i oddać im szefostwo. Przyjechać niczym biała karta i przyjąć wszystko to, co Indie chcą nam zaoferować. Dopiero wtedy można zaznać prawdziwych Indii i się w nich zakochać. Dlatego przygotowanie podróży do Indii jest tak trudne. Trójniki, moskitiery czy leki są potrzebne, ale w dalszej kolejności. Zacząć trzeba od przygotowania siebie, by swą europejskość móc zostawić w Polsce.