wtorek, 1 listopada 2016

Napiwki

Post będzie krótki, bo i tu nie ma za dużo co się rozpisywać. Ale że ostatnio dostałam kilka razy pytanie o zwyczaj dawania napiwków, to postanowiłam zrobić z tego osobny wpis.

Dawać czy nie dawać? Jeśli potraktować to zero-jedynkowo, to dawać! O napiwki można zostać poproszonym w Indiach właściwie wszędzie, nie tylko w restauracjach czy hotelach. Czasem nawet za zwykłe pokazanie przystanku autobusowego. ;-) W Indiach miesza się wiele tradycji związanych z napiwkami:
  • arabska - bakszysz dawany za cokolwiek, taki zamiennik "dziękuję"
  • amerykańska - napiwek stanowi główną część wynagrodzenia, np. kelnera
  • europejska - wynagrodzenie to stała stawka, a napiwek to dodatek, coś w stylu premii, jeśli zadanie zostało wykonane naprawdę dobrze.
W przypadku małych knajpek kelnerzy bazują głównie na napiwkach. Bagażowi w hotelach - praktycznie tylko na nich, stałej płacy nie ma. Często dzieje się tak nawet w hotelach deluxe. Dlatego nie ma co wojować z uczynnym bagażowym. Nasze "nie, dzięki, sama poniosę" wcale im nie pomoże. Być może poniesienie naszej torby sprawi, że będzie miał dzisiaj co włożyć do buzi. W przypadku wyjazdów z biura podróży najczęściej pilot zbiera na początku zryczałtowaną kwotę i sam zajmuje się rozdziałem napiwków. Choć, niestety, nie zawsze robi to sprawiedliwie. Dlatego jak ktoś - bagażowy, lokalny przewodnik, kierowca - porządnie wykonuje swoją pracę, to i tak warto go dodatkowo nagrodzić.

Zdarza się, że napiwki są już wliczone w cenę. Zazwyczaj dzieje się tak w zachodnich sieciówkach, np. Pizza Hut. Mogą sięgać od 10 do nawet 20%. Zresztą, w zachodnich knajpach w ogóle trzeba uważać na ceny. Zwykle w menu pokazane są ceny netto, do których trzeba doliczyć jedne podatki, drugie podatki, napiwek, coperto... Kwota do zapłaty wzrośnie dwukrotnie. Zatem jeśli akurat zostało wam 300 rupii i w menu pizza ma cenę Rs. 299, to was na nią nie stać.

Skoro dawać, to najlepiej ile? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Najwięcej % zdarzyło mi się dać w podłej knajpie, którą polski sanepid zamknąłby po pierwszej spędzonej tam sekundzie. Śniadanie wyniosło trochę ponad 40 rupii, zostawiłam 100 z prośbą, by nagrodzić też kucharza. Czyli napiwek wyniósł ponad 100%. Gdyby każdego nakarmić takim śniadaniem, to od razu ustałyby wszystkie konflikty zbrojne. Serio.
Natomiast zwykle zostawiam w knajpach 10%, jak mnie ktoś zachwyci 15%. W hotelach za przeniesienie plecaka - 10 rupii. Ewentualnie 20, jak nie mam drobniej.

W Indiach łatwo popaść w ekstremum i rozdać jako napiwki połowę pieniędzy. Bo oni tacy biedni, bo mam gest, bo będę tym łaskawym białym, który ich ratuje. Według mnie to jednak jest strasznie niepedagogiczne, bo uczy złych nawyków i nieodpowiedniej postawy. Jak wszystkim jako napiwek będzie się zostawiało setkę, to potem taki turysta dający 20 rupii będzie tym złym i niedobrym. I boy hotelowy sobie nie pójdzie, póki nie dostanie więcej. Bo przecież biali zawsze dają 100. No i umówmy się - przewiezienie plecaka windą naprawdę nie jest warte 100 rupii.

Niektórzy napiwki wręcz wymuszają. Siłą wynoszą bagaż z pociągu czy autobusu, a potem wyciągają rękę po bakszysz. Choć nikt ich o to nie prosił. Albo wmawiają, że z czystego serca wskażą wam drogę do waszej taksówki pre-paid. Po czym poproszą o jakiś suwenir - monetę z waszego kraju. Po czym następuje wielkie zdziwienie, że to nie 1 euro (ok. 60 rupii) tylko jakieś dziwne sreberko z orzełkiem. I awantura, że oni 1 euro chcą... Niestety, takie zachowania są normą na wszystkich większych lotniskach w Indiach i wielu dworcach. Wymuszanym napiwkom trzeba powiedzieć stanowcze nie.