wtorek, 25 sierpnia 2015

Tłum i hałas

Na początek będzie video. Żaden opis tego nie wyrazi. Choćbym była Orzeszkową czy Żeromskim. ;-)




Czy w takim hałasie można żyć? Funkcjonować normalnie? Tak, można. Indusi się już przyzwyczaili, my po paru dniach też jesteśmy w stanie wytrzymać. Oczywiście, europejskie ucho nie nawykło do takiej liczby decybeli, więc hałas jest w pewnym stopniu uciążliwy przez cały pobyt, ale z każdym następnym dniem zdecydowanie mniej. Po powrocie do Polski nawet go ludziom brakuje. :)

Czemu w ogóle jest tak głośno? Ludzie po zapadnięciu mroku wychodzą na ulice i cieszą się swoim towarzystwem. Jest chłodniej, można spotkać się w dhabie (knajpce) i na świeżym powietrzu podyskutować o polityce czy krykiecie. Wieczorem Indie budzą się do (drugiego) życia. Słychać rozmowy, głośny śmiech, muzykę. Nawet przejeżdżając o 3 w nocy przez małą wioskę, bez problemu dostrzeżesz zapalone w sklepikach światła i ludzi zebranych przed nimi.

A po co te wszystkie klaksony? Służą lepszej komunikacji. Trąbimy, aby przekazać, że skręcamy. Że jedziemy prosto. Że się planujemy zaraz zatrzymać albo kogoś wyprzedzić. Albo że pas z drugiej strony jest zajęty, więc lepiej nas nie wyprzedzać. Na większości ciężarówek namalowany jest nawet napis Horn please. W każdej z tych sytuacji trąbi się inaczej. Po paru dniach można się w tych dźwiękach zorientować. I zamiast kakofonii słyszymy wtedy zgraną orkiestrę. :)



Hałas nie jest jedyną niedogodnością, z którą musi poradzić sobie Europejczyk. Druga to tłum na ulicach. O wiele większy niż przy Rondzie de Gaulle'a w godzinach szczytu. W Europie jesteśmy przyzwyczajeni do indywidualizmu (i przeświadczeni o jego wyższości). Każdy uważa, że jest wyjątkowy, chodzi swoimi ścieżkami, inaczej myśli. Dlatego nie lubimy tłumów, bo one udowadniają nam, że wcale tak nie jest. A jak już znajdziemy się w tłumie, to staramy się ten tłum skłócić i rozbić od środka - obrać inne tempo marszu, przeciskać się między sobą, zmieniać co chwilę pasy.

W Indiach jest na odwrót. Jako społeczeństwo kolektywne Indusi wiedzą, że w tłumie siła. I że nie jest wcale źle być jego częścią. W Indiach tłum staje się rzeszą ludzi, która płynie w konkretnym kierunku. Jak w ławicy każdy zna swoje miejsce i wie jak się poruszać. Łatwo też przewidzieć, jakie ruchy wykona druga osoba. Dzięki temu o wiele łatwiej się w tłumie poruszać. Tłum w Indiach jest zupełnie inny niż ten u nas, jest przyjazny. I choć w Polsce tłumów nie lubię, to za tym indyjskim zdarza mi się zatęsknić.


piątek, 21 sierpnia 2015

Cennik - żywność

Premiera wpisów zawierających cenniki. :) Zaczynamy od żywności, ale w późniejszych wpisach będzie też trochę o cenach wstępów do muzeów, pamiątek, transportu itp.

Cena żywności w sklepach jest w Indiach uzależniona m.in. od:
  • sezonu (np. w okresie grudzień-luty na Goa ceny potrafią rosnąć dwu- czy trzykrotnie)
  • atrakcyjności turystycznej (im bardziej turystyczne miejsca, tym wyższe ceny)
  • lokalizacji sklepu (w większości miejsc pod zabytkami jest drożej)
  • sposobu przechowywania (np. woda z lodówki jest droższa o ok. 10 rupii)
  • rodzaju opakowania (Cola w puszce jest droższa od tej w butelce).
Warto rozejrzeć się, czy w danym mieście działa jakaś sieciówka. Dobrym miejscem do zrobienia zakupów jest Big Bazaar. Działa trochę jak nasze Tesco - można kupić nie tylko jedzenie, ale też odzież, biżuterię, zastawę stołową, tekstylia i wiele innych przedmiotów. Jeśli nie zdążyliście kupić pamiątek dla rodziny, to pędźcie do Big Bazaar - na pewno coś znajdziecie. Ponieważ to duża sieć, ceny są stosunkowo niskie. I nadrukowane, więc nikt was nie naciągnie na specjalne ceny dla turystów. :)

Przeciętne ceny żywności w indyjskich sklepach:
  • batonik czekoladowy: Rs. 30
  • ciastka (opak.): Rs. 10-60
  • Cola w butelce (0,33l): Rs. 20-35
  • Cola w puszce: Rs. 30-45
  • herbata liściasta (200g): Rs. 100-120 
  • kawa mrożona (0,25l): Rs. 25
  • kokos: Rs. 5
  • lody na patyku: Rs. 10-40
  • melon: Rs. 20
  • Nestea (0,5l): Rs. 30-50
  • przyprawy (100g): Rs. 40-100
  • sok Minute (0,4l): Rs, 25-30
  • woda (1,5l): Rs. 15
(PLN 1 = Rs. 16)

Jeśli chodzi o bary i restauracje, to rozstrzał jest znacznie większy. Najdroższa jest kuchnia zachodnia. Jednak nie polecałabym jej nie tylko ze względu na cenę. Najczęściej kuchnia europejska jest w Indiach źle doprawiona, przez co łatwiej się przez nią pochorować niż przez kuchnię indyjską. Przyprawy są super zabezpieczeniem przed wieloma bakteriami w jedzeniu. Dlatego, jeśli masz wybór, to lepiej skuś się na przepyszną kuchnię indyjską. :) Jeśli natomiast zatęsknisz za Europą, to wybierz te koncerny międzynarodowe, które dopasowują się do lokalnej kuchni, np. McDonald's. W przypadku kawiarni warto się rozejrzeć m.in. za Baristą czy Coffee Day.
  • Barista ice coffee: Rs. 120 (+podatek 5-15%)
  • Barista ice tea: Rs. 80 (+podatek 5-15%)
  • gałka lodów: Rs, 15-35
  • herbata w restauracji: Rs, 20-50
  • kanapka: Rs. 40-80
  • kawa w restauracji: Rs, 40-100
  • lassi: Rs. 25-50
  • McDonald's - Cola: Rs. 30
  • McDonald's - frytki: Rs. 45
  • milkshake: Rs. 60-80
  • obiad w indyjskiej knajpie: Rs. 100-200
  • paratha: Rs. 30-50
  • pizza w Pizza Hut: Rs, 250
  • pizza w indyjskiej knajpie: Rs, 150
  • samosy: Rs. 20-100 (na ulicy nawet za Rs. 2-5)
  • soft drinks: Rs. 20-30
  • śniadanie amerykańskie: Rs, 200-250
  • śniadanie europejskie: Rs, 150-200
  • (pycha) śniadanie indyjskie: Rs, 100
  • świeży sok pomarańczowy: Rs, 30-100
  • tosty: Rs. 30-50

W kwestii jedzenia warto jeszcze wspomnieć o rodzajach śniadań. W Indiach można w menu znaleźć śniadanie:
  • amerykańskie - tosty z dżemem + kawa/herbata + płatki z mlekiem + sok owocowy + czasem omlet
  • europejskie - tosty z dżemem + kawa/herbata + czasem płatki z mlekiem
  • indyjskie - aloo paratha (placek z nadzieniem ziemniaczanym) + curd (jogurt) + masala chai (bawarka z przyprawami) Osobiście uważam, że jest ono najsmaczniejsze i najtreściwsze ze wszystkich tu wymienionych. W Polsce ziemniak na śniadanie kojarzy się z gwarantowanym bólem żołądka, ale w klimacie indyjskim nie ma lepszego śniadania. Można na nim zasuwać przez cały dzień. :)


Bądźcie też przygotowani na to, że resztę możecie otrzymać w cukierkach! Przelicznik jest prosty: 1 rupia to 1 cukierek. Zdarza się, że w kasie brakuje drobnych, a sklepikarz musi wydać wam 3 rupie reszty. Zamiast monet dostaniecie 3 cukierki. I to nie tylko w sklepach z żywnością czy restauracjach. Nawet w ogromnym Big Bazaar potrafią stosować ten środek płatniczy. :)

---
Wszystkie podane ceny pochodzą z grudnia 2013.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Prezenty

Nie chodzi o prezenty dla znajomych czy rodziny, ale dla osób kompletnie nam nieznanych. Pominęłam je na liście rzeczy, ponieważ to pozycja bardzo uznaniowa. Ja mam jednak zasadę, że zawsze biorę coś ze sobą. Wielokrotnie na mojej drodze pojawiali się dobrzy ludzie, którzy pomagali mi całkiem bezinteresownie. Zaproponowanie w zamian pieniędzy byłoby niestosowne. W takich sytuacjach przydaje się jakiś mały drobiazg. Co sprawdza się najlepiej?

  • Albumy o Polsce - można znaleźć porządne albumy formatu 15x15cm za ok. 20 złotych lub mniejsze książeczki za ok. 8 zł. Są to albumy o kraju, tradycjach czy konkretnych miastach. Co ważne - po angielsku i z dużą liczbą ilustracji, więc jak znalazł. :) Najczęściej zaopatrzam się w nie w empikach, jednak w innych księgarniach też pewnie można je znaleźć.
  • Podkładki pod szklanki - najlepsze są z widokami miast albo łowickimi wycinankami. Dostarczały chyba więcej radochy niż albumy. Można je znaleźć w każdym sklepie z pamiątkami z Polski. Plus jest taki, że jeśli trafimy na kogoś niepiśmiennego, to z tego prezentu skorzysta.
  • Breloki do kluczy - z jakimś polskim motywem.
  • Przypinki - z polskim orzełkiem, widoczkiem itp.
  • Słodycze - prezent zawsze trafiony, zwłaszcza że Indusi lubią wszystko, co słodkie. Jednak jest ryzyko, że nie dojadą w stanie stałym. Lepiej unikać opakowań, które mogą się źle kojarzyć (np. krowy na opakowaniu krówek).
  • Broszurki o Polsce - za darmo broszury o regionie po angielsku można wziąć w każdym centrum informacji turystycznej. Rozwiązanie polecane tym, którzy mają naprawdę mały budżet. :)


Mniej trafione są magnesy (nie w każdym domu będzie do czego przyczepić) oraz smycze na klucze (mimo wielu call center i shared services centers smycze nie są aż tak popularne w Indiach).

niedziela, 16 sierpnia 2015

Bagaż - lista rzeczy do spakowania

Co człowiek, to inne potrzeby, więc i praktycznie inny zestaw przedmiotów w torbie. Jest jednak kilka rzeczy, o których powinien pamiętać każdy, niezależnie od celu i terminu wyjazdu do Indii. Odpuszczę standardy (kosmetyki, aparat fotograficzny itp.), a skupię się na tzw. smaczkach. Niektóre z tych pozycji mogą nieźle zaskoczyć. :)

  1. Niemarkowe obuwie - w każdej świątyni buty zostawia się przed wejściem. Zazwyczaj są osoby pilnujące ich za drobną opłatą (1-10 Rs.), jednak jest to często pilnowanie w stylu to ja tu postoję, wtedy nikt się przecież nie odważy ich ukraść, a jak się odważy, to co ja za to mogę? Znana marka może przyciągnąć amatorów zachodniego obuwia. Lepiej unikać. A jeśli już masz markowe sandały, to na logo nalep np. kwiatka lub logo sugerujące podróbkę (np. Atitas).
  2. Para skarpetek - nawet jeśli wybierasz się w podróż w środku lata i będą na Ciebie czekać temperatury >40 stopni, to i tak weź parę grubych skarpet. W wielu świątyniach jest zakaz poruszania się w obuwiu nawet po nagrzanych dziedzińcach. Jednak skarpetki są już dopuszczalne. Poza tym jeśli znajdziesz się w miejscu z klimatyzacją, to Indusi uraczą Cię temperaturą na poziomie 10-15 stopni. Skarpetki okazują się w takich sytuacjach bardzo przydatne.
  3. Długa spódnica - oczywiście, w przypadku pań. Meczety i świątynie na południu Indii wymagają zazwyczaj długiej spódnicy do kostek. Długie spodnie nie zawsze są u kobiet akceptowane. Z doświadczenia podpowiem, że za spódnicę ujdzie nawet zawinięte wokół bioder pareo lub długi szal. Ważne, by nie prześwitywały.
  4. Szal - przydaje się w sytuacjach opisanych wyżej lub aby zakryć paniom włosy (w niektórych świątyniach wymagany). W takim przypadku wystarczy nawet szal z tiulu, który posłuży za nakrycie głowy chroniące przed słońcem.
  5. Woda - jeśli przylatujesz w nocy, to do bagażu głównego wrzuć litrową butelkę wody. Nawet na lotnisku możesz mieć problem z zakupem wody o północy. "Na mieście" zawsze znajdziesz kilka otwartych straganów, jednak nie zawsze ta woda będzie wyglądać zachęcająco. Jeśli to Twój pierwszy wyjazd, to pewnie zęby będziesz myć jeszcze wodą butelkowaną. Mała  butelka sprawdzi się do mycia zębów idealnie. ;-)
  6. Sucharki/grzanki/biszkopty - wystarczy małe opakowanie. Z przykrego doświadczenia wiem, że na chory europejski żołądek nic tak dobrze nie robi, jak suchy prowiant przywieziony z Europy. Nawet zwykłe tosty w Indiach będą trudniejsze do strawienia niż np. biszkopty. Jak żołądek jest chory, to potrzebuje pożywienia (i flory), które zna.
  7. Leki - sprawa bardzo indywidualna. Pamiętać jednak należy np. o witaminach. Wielu podróżników podczas pierwszej wizyty w Indiach ma problem z przestawieniem się na tamtejszą dietę, czego efektem jest zmniejszenie konsumpcji. Organizm nie dostaje swojej porcji witamin i związków mineralnych, przez co jest osłabiony. Warto wziąć ze sobą np. Orsalit, na wypadek odwodnienia. Przydaje się też w ramach prewencji - wystarczy co drugi dzień wypić minimalną dawkę. Nie zaszkodzi, a pomoże organizmowi radzić sobie z upałem. Osoby wrażliwe na słońce powinno też wziąć wapno. Przydadzą się również małe chusteczki odkażające i/lub mydło antybakteryjne w płynie.
  8. Papier toaletowy - w Indiach też spokojnie można go kupić. Większość hoteli, jak widzi, że gość jest spoza Indii, to uzupełnia zapas w łazience. Jednak nie zawsze tak jest, zwłaszcza w tańszych hotelach. A nie chcesz chyba tracić pół dnia na szukanie papieru, prawda? Lepiej iść zwiedzać. :)
  9. Szampon - tak, można go kupić na miejscu. Większość znajomych jednak się na szampony indyjskie uskarża. Jeśli masz wrażliwą skórę, lepiej weź szampon z Polski. Dorzuć też 1-2 szamponetki. W biedniejszych miasteczkach spotkasz się z dziećmi żebrzącymi właśnie o szampon.
  10. Materiały piśmiennicze - nie tylko dla siebie, ale dla proszących o nie dzieci. Najczęściej będą prosić o długopisy. Czasem nawet o autograf. ;-)
  11. Proszek i linka na pranie - jeśli wybierasz się w czasie upałów, to musisz się liczyć z koniecznością prania na bieżąco. Jeśli miałeś plan zabrać brudy do Polski i wyprać je u siebie, to lepiej zmień plan. Dla własnego komfortu co parę dni oddawaj rzeczy do hotelowej pralni. A w przypadku wyjazdu po kosztach, weź trochę proszku i linkę. Miejsca zajmą niewiele, a komfort podróżowania wzrośnie. A linką możesz też np. przymocować bagaż w trakcie podróży. Lub jadąc przez miasto taksówką z Twoim plecakiem w 60% wystającym z bagażnika... (True story!)
  12. Drugi (i trzeci) portfel - na drobniaczki. Jeśli ktoś Cię napadnie, możesz mu bez wyrzutów sumienia rzucić ten z drobniakami. Ja zazwyczaj do tego drugiego portfela odkładam kwoty potrzebne danego dnia. Kiedy płacę za wstęp, nie afiszuję się z całą posiadaną gotówką. Jeśli jedziesz z kilkoma osobami, to weźcie jeszcze jeden portfel i zróbcie w nim wspólną kasę. W Indiach naprawdę trudno jest wytłumaczyć, że w grupie kilku osób każdy płaci za siebie. Dotyczy to nawet biletów wstępu do muzeów. Zrzućcie się po równej kwocie, wybierzcie skarbnika, który będzie dzierżył portfel i płacił za grupę we wszystkich sytuacjach, gdy opłaty są równe (np. bilety na metro).
  13. Wachlarz - polecam nawet panom. Przy temperaturach przekraczających 30 stopni w cieniu na bok trzeba odłożyć ego, bo zaczyna się survival. W Indiach temperatury latem potrafią przekraczać nawet 40 stopni w cieniu. Na miejscu też można kupić wachlarz, ale zazwyczaj jest mały i papierowy.
  14. Trójnik - koniecznie! W hotelach ze średniej półki zdarzy się, że działa tylko jedno gniazdko. W tych tańszych - tylko gniazdko na wspólnym hotelowym patio. A tu trzeba podładować telefon, akumulator do aparatu, a i telewizor mógłby pozostać włączony. Jeśli jedziesz z kimś jeszcze, to trójnik uratuje waszą przyjaźń. Ma taką super moc.
  15. Torba podręczna - dosłownie podręczna, plecak się nie sprawdzi (za łatwo okraść). Tak jak w przypadku butów, nie powinna się zbytnio wyróżniać. Ze mnie zawsze się wszyscy śmieją, że ze zwykłym płóciennym workiem jeżdżę, ale wierzę, że to najlepsza opcja, bo:
    a. toć ja w tym nie mogę mieć nic wartościowego, skoro tam nawet zamka nie ma, prawda?
    b. czasem tego worka w ogóle dostrzec nie można, zwłaszcza jak się owinę szalem
    c. z workiem wyglądam na swojaka, który jest na wymianie i na targ po warzywa poszedł, a nie przyjechał dopiero co z Polski z grupą bogatych białych. ;-)
    Radzę więc wziąć coś, co się w oczy nie rzuca, ale przede wszystkim – co stosunkowo trudno będzie okraść. I do czego mieści się 1,5-litrowa butelka wody.
I jeszcze małe ostrzeżenie dla pań co do garderoby:
Proszę nie brać żadnych szortów, mocno wydekoltowanych bluzek i innych ubrań, które w naszej kulturze są sexy, ale akceptowane. W Indiach ciało niezakryte jest w pewnym sensie dobrem publicznym, czyli np. można go dotknąć. Jeśli nie chcecie, aby ktoś was klepał po udach, to ich nie odsłaniajcie. Proste. :)

sobota, 15 sierpnia 2015

Czy warto jechać do Indii?

Ale po co Ty tam jedziesz? Przecież tam jest tylko brud, smród i ubóstwo. Jeśli dostawałabym złotówkę za każdym razem, gdy to słyszę, to miałabym już niezłą sumkę na koncie. Na następny wyjazd do Indii, oczywiście. :)

Owszem, jest brud, ale brud kolorowy. I taki bardziej naturalny. Bo czy brudem można nazwać liście, które spadły z palmy? Albo kilka pokruszonych cegieł? Są i butelki, papierki itp., ale one są też w dzikich ilościach u nas, w Europie. Niedowiarkom polecam zwłaszcza Neapol. Albo Pole Mokotowskie w Warszawie. Plusem Indii jest to, że codziennie o 4-5 rano w każdym mieście na ulice wychodzi MPO i zabiera się za sprzątanie.

Owszem, jest smród, ale znów jakiś taki bardziej naturalny. I nie jest to smród pochodzący od ludzi, ale m.in. od przypraw czy wilgoci. Poważnie, nigdy w Indiach (a w różnych miejscach bywałam) nie czułam takich zapachów jak w niektórych taksówkach czy warszawskich autobusach latem. Indusi myją się kilka razy dziennie, a my... Pozostawię to bez komentarza.

Owszem, jest ubóstwo. Ale najszczęśliwszych ludzi, od których radość życia aż biła, spotkałam w slumsach w Mumbaju. Im to ubóstwo wcale nie przeszkadzało. To my dorabiamy sobie teorię, że jak ktoś nie ma samochodu i telewizora, to jest biedny i mu źle. Owszem, jest biedny, ale przynajmniej ma czas być szczęśliwy.

Indie to nie jest uporządkowana, żyjąca w spokoju Europa. Indie tętnią życiem. Są sentymentalne, melancholijne, ale zarazem kolorowe i radosne . Dopiero w nich człowiek czuje, że żyje. Że ma ręce, nogi, nos i oczy. :) Pierwsze 2-3 dni to zgrzytanie zębów, płacz w pokoju hotelowym i gryzienie ścian, jęcząc: Po co ja tu przyjechałam? Czemu nie pojechałam do Ustki? Doskwiera upał, kurz, gwar - jest kompletnie inaczej niż u nas. Ale jeśli wytrzyma się te pierwsze dni, to potem jest już pięknie. Słowo.

Wyjazd do Indii to też swoista gra "kto więcej ugra". Indusi - pieniędzy, my - wspomnień. Turysta z Europy to przede wszystkim chodzący portfel, który przez pewien czas może zapewnić utrzymanie rodzinie. Stąd m.in. o wiele wyższe ceny na straganach, czasem 10-krotnie przebijające te lokalne. Z drugiej strony, w zamian dostajemy często to, co niedostępne dla samych Indusów. Wiele razy specjalnie dla nas robiono wyjątki, np. otwierano w muzeach wystawy na co dzień zamknięte dla zwiedzających. Całkiem za darmo. Tylko dlatego że jesteśmy turystami z bardzo daleka.

Warto jechać tam zwłaszcza teraz - póki Indie są jeszcze Indiami. Niestety, co roku widziałam coraz większe zakochanie w kulturze Zachodu. W dużych miastach młodzi nie noszą już tradycyjnych strojów, królują nijakie t-shirty i jeansy. Widać też zmianę w obyczajach i systemie wartości. Indie - jak każdy szybko rozwijający się ekonomicznie kraj - przeżywa wielkie zmiany związane z demografią i mentalnością. Za 15 lat ten kraj będzie zupełnie inny, o wiele bardziej podobny do Europy czy Stanów. Dlatego warto go odwiedzić jak najszybciej, by doświadczyć tych wciąż jeszcze Incredible India.



Po co w ogóle ten blog?

Nigdy nie ciągnęło mnie do prowadzenia bloga i uzewnętrzniania swoich przemyśleń. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat pomogłam wielu znajomym w przygotowaniach do ich pierwszej podróży do Indii. Potem odsyłali do mnie swoich znajomych, ci - swoich znajomych itd. Pojawiali się także całkiem mi nieznani ludzie, którzy znajdowali do mnie kontakt na GL lub Fb. Wtedy pomyślałam, że chyba warto swoją wiedzę przekazać np. na blogu, aby każdy mógł do niej dotrzeć. Specem od Indii nie jestem i nie pretenduję do bycia nim. Zawsze będę tylko zwykłą turystką. Mam jednak nadzieję, że moje doświadczenia z 7 wyjazdów będą dla kogoś pomocne. Wszak najważniejsze jest dobre przygotowanie i nastawienie. Wtedy każdy wyjazd się uda. :)

Na tym blogu z pewnością nie znajdziecie opisów Taj Mahal czy innych zabytków - z łatwością uda się je znaleźć choćby na wikipedii. Tutaj znajdziecie coś przydatniejszego:
  • informacje o cenach - żywności, upominków, zwiedzania itp.
  • porady, co trzeba uwzględnić na swojej marszrucie, a co absolutnie można pominąć (i dlaczego)
  • godziny i dni otwarcia zabytków 
  • wskazówki, co koniecznie wrzucić do plecaka (np. trójnik)
  • podpowiedzi, jak przetrwać w Indiach i wrócić w nich zakochanym. :)

Podczas przygotowywania każdego wyjazdu trafiało mnie, gdy nie mogłam wielu z tych informacji znaleźć. Miło mi, jeśli informacje tu zebrane zaoszczędzą komuś wielu godzin przeczesywania internetu. Jeśli zaś jakieś informacje uznacie za już nieaktualne, to dawajcie znać - będę aktualizować! :)

P.S. A dlaczego Mateczka Indie? Bo Indie są dla mnie jak matka. I jak to matka - czasem skarcą, czasem pstrykną w nos i zrobią wszystko po swojemu, ale kochają i swym dzieckiem się zaopiekują. Zawsze.