wtorek, 1 listopada 2016

Napiwki

Post będzie krótki, bo i tu nie ma za dużo co się rozpisywać. Ale że ostatnio dostałam kilka razy pytanie o zwyczaj dawania napiwków, to postanowiłam zrobić z tego osobny wpis.

Dawać czy nie dawać? Jeśli potraktować to zero-jedynkowo, to dawać! O napiwki można zostać poproszonym w Indiach właściwie wszędzie, nie tylko w restauracjach czy hotelach. Czasem nawet za zwykłe pokazanie przystanku autobusowego. ;-) W Indiach miesza się wiele tradycji związanych z napiwkami:
  • arabska - bakszysz dawany za cokolwiek, taki zamiennik "dziękuję"
  • amerykańska - napiwek stanowi główną część wynagrodzenia, np. kelnera
  • europejska - wynagrodzenie to stała stawka, a napiwek to dodatek, coś w stylu premii, jeśli zadanie zostało wykonane naprawdę dobrze.
W przypadku małych knajpek kelnerzy bazują głównie na napiwkach. Bagażowi w hotelach - praktycznie tylko na nich, stałej płacy nie ma. Często dzieje się tak nawet w hotelach deluxe. Dlatego nie ma co wojować z uczynnym bagażowym. Nasze "nie, dzięki, sama poniosę" wcale im nie pomoże. Być może poniesienie naszej torby sprawi, że będzie miał dzisiaj co włożyć do buzi. W przypadku wyjazdów z biura podróży najczęściej pilot zbiera na początku zryczałtowaną kwotę i sam zajmuje się rozdziałem napiwków. Choć, niestety, nie zawsze robi to sprawiedliwie. Dlatego jak ktoś - bagażowy, lokalny przewodnik, kierowca - porządnie wykonuje swoją pracę, to i tak warto go dodatkowo nagrodzić.

Zdarza się, że napiwki są już wliczone w cenę. Zazwyczaj dzieje się tak w zachodnich sieciówkach, np. Pizza Hut. Mogą sięgać od 10 do nawet 20%. Zresztą, w zachodnich knajpach w ogóle trzeba uważać na ceny. Zwykle w menu pokazane są ceny netto, do których trzeba doliczyć jedne podatki, drugie podatki, napiwek, coperto... Kwota do zapłaty wzrośnie dwukrotnie. Zatem jeśli akurat zostało wam 300 rupii i w menu pizza ma cenę Rs. 299, to was na nią nie stać.

Skoro dawać, to najlepiej ile? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Najwięcej % zdarzyło mi się dać w podłej knajpie, którą polski sanepid zamknąłby po pierwszej spędzonej tam sekundzie. Śniadanie wyniosło trochę ponad 40 rupii, zostawiłam 100 z prośbą, by nagrodzić też kucharza. Czyli napiwek wyniósł ponad 100%. Gdyby każdego nakarmić takim śniadaniem, to od razu ustałyby wszystkie konflikty zbrojne. Serio.
Natomiast zwykle zostawiam w knajpach 10%, jak mnie ktoś zachwyci 15%. W hotelach za przeniesienie plecaka - 10 rupii. Ewentualnie 20, jak nie mam drobniej.

W Indiach łatwo popaść w ekstremum i rozdać jako napiwki połowę pieniędzy. Bo oni tacy biedni, bo mam gest, bo będę tym łaskawym białym, który ich ratuje. Według mnie to jednak jest strasznie niepedagogiczne, bo uczy złych nawyków i nieodpowiedniej postawy. Jak wszystkim jako napiwek będzie się zostawiało setkę, to potem taki turysta dający 20 rupii będzie tym złym i niedobrym. I boy hotelowy sobie nie pójdzie, póki nie dostanie więcej. Bo przecież biali zawsze dają 100. No i umówmy się - przewiezienie plecaka windą naprawdę nie jest warte 100 rupii.

Niektórzy napiwki wręcz wymuszają. Siłą wynoszą bagaż z pociągu czy autobusu, a potem wyciągają rękę po bakszysz. Choć nikt ich o to nie prosił. Albo wmawiają, że z czystego serca wskażą wam drogę do waszej taksówki pre-paid. Po czym poproszą o jakiś suwenir - monetę z waszego kraju. Po czym następuje wielkie zdziwienie, że to nie 1 euro (ok. 60 rupii) tylko jakieś dziwne sreberko z orzełkiem. I awantura, że oni 1 euro chcą... Niestety, takie zachowania są normą na wszystkich większych lotniskach w Indiach i wielu dworcach. Wymuszanym napiwkom trzeba powiedzieć stanowcze nie.

wtorek, 25 października 2016

Macanki

Dworce autobusowe, kolejowe, lotniska, stacje metra. Centra handlowe, muzea, a nawet grobowce. Mumbaj, Delhi, Kolkata oraz Chennai. Północ i południe, wschód i zachód. Istnieje coś, co łączy wszystkie te miejsca. Jak Indie długie i szerokie. Tak, właśnie tak - macanki! I absolutnie nie chodzi tu o bezwstydnych kieszonkowców czy fetyszystów.

W Europie kontroli bezpieczeństwa oczekujemy jedynie na lotniskach. W Indiach można się z nią spotkać we wszystkich wspomnianych miejscach. Skanowany jest bagaż podręczny, czyli wszelkie torebki, nerki, portfele na szyję itp. W czasie, gdy nasz bagaż przesuwany jest na taśmie gdzieś hen daleko, kierujemy się grzecznie do odpowiedniej kolejki na weryfikację, czy przez czysty przypadek wnosimy np. materiały wybuchowe albo pistolet. I tu uwaga - procedura dla kobiet i mężczyzn wygląda inaczej.

Panowie:
Na 10 bramek czynnych jest 5. Możecie skorzystać z którejkolwiek. Przechodzicie przez bramkę, która obowiązkowo pika. (Najwyraźniej wyczulona na wodę w kolanie.) Podnosicie rączki do góry (do pozycji "jestem batmanem"), ochroniarz omiata was ręcznym wykrywaczem (obowiązkowo pika na wodę w kolanie) i puszcza dalej. Wszystko na oczach gawiedzi. Całość zajmuje 5-10 sekund, jeśli nie ma kolejki.

Panie:
Na 10 bramek czynnych jest 5. Wszystkie z napisem GENTS, czyli zarezerwowane dla panów. Kobietom nie wolno z nich korzystać. Ochroniarze skonsternowani, krzyczą po jakąś Priyę albo Anushkę, żeby przyszła i obmacała petentki. Facetom nie wolno, wiadomo. Otwiera ostatnią bramkę (tak, to zawsze jest ostatnia bramka na samym końcu). Idziecie do tej jej połowy, która ma napis LADIES. Owszem, każda bramka ma 2 sekcję - ladies i gents, ale z jakiegoś powodu tylko jedna jest czynna w tym samym czasie. Wchodzicie na podest za parawanem. Serio. :) Pani omiata was pikaczem (który obowiązkowo pika na wodę w kolanie). Po czym obowiązkowo dokonuje jeszcze sprawdzenia organoleptycznego. Może stąd parawan - żeby oglądający spektakl panowie się nie rozochocili. Przyczepi się do baterii w kieszeni spodni. Sprawdzi, ile macie fiszbin w staniku i z jakiej on koronki. Gdzie kupiony? Skąd jesteś? Gdzie Twój mąż? Wszyscy mają w Polsce taki kolor oczu? Po obowiązkowej wymianie zdań i kilku piknięciach puszcza was dalej. Całość zajmuje jakieś 60-90 sekund.

Fajnie być w Indiach kobietą, co nie? ;)

niedziela, 25 września 2016

Bezpieczeństwo w podróży - part 2: na miejscu

Ciąg dalszy porad, jak zadbać o swoje bezpieczeństwo. W Indiach i nie tylko. :)

Po pierwsze, nie obnoś się z bogactwem.
  • Ogranicz zawartość portfela - pękaty portfel (lub cienki z kilkoma kartami) zawsze przyciągnie wiele spojrzeń. Dlatego codziennie z rana wyliczam, ile pieniędzy będę potrzebować na najważniejsze rzeczy, dorzucam do tego drobną górkę i tylko tyle noszę w portfelu, z którego korzystam w muzeach, na bazarach itp. Reszta pieniędzy razem z kartami jest ukryta w specjalnych skrytkach. Nawet jeśli ktoś mnie napadnie, to rzucę mu portfel, w którym będzie jedynie dniówka. Jeśli będzie pyskować, czemu tak mało, mogę się zawsze wyłgać, że to mój ostatni dzień i dlatego nie mam więcej.
  • Weź niemarkowe ciuchy i buty - nie trzeba wcale pokazywać wypchanego portfela, żeby zostać zaklasyfikowanym jako człowiek, którego warto okraść. Buty za 300 zł wystarczą.
  • Unikaj drogiej biżuterii - celowo podkreślam, że chodzi tylko o tę z wyższej półki, tańszych błyskotek wcale nie trzeba unikać, większość z nich pochodzi z Chin albo Indii i na miejscu kosztuje grosze.
  • Staraj się zachowywać jak lokalny - nikogo nie oszukasz, że jesteś Indusem. Ale możesz sprawiać wrażenie kogoś, kto tam mieszka. Dokądkolwiek jadę, zawsze biorę jako bagaż podręczny torbę płócienną. Nie wyróżnia się. A nawet jeśli ktoś ją zauważy, to wyglądam, jakbym wyskoczyła z nią po ziemniaczki za 5 zł, a nie nosiła w niej grubą kasę.
  • Dementuj, że jesteś z Rosji. Zawsze. Wszędzie. Jeśli wezmą Cię za Rosjanina, to automatycznie ceny już turystyczne podskoczą jeszcze dwukrotnie i ekstremalnie trudno będzie je zbić. Jeśli wezmą Cię za Rosjankę, jeszcze gorzej. Niestety, w wielu miejscach Indii kojarzone są jedynie z seks turystyką. :(


Po drugie, zabezpiecz swój majątek.
  • Schowaj karty i główną gotówkę w skrytkach - możesz zabrać pas do biegania lub porobić ukryte kieszonki w spodniach. Dziewczynom polecam uszycie małej kieszonki (wielkości karty kredytowej) i doczepienie jej do stanika, tuż pod ręką. Miejsce jest wygodne i bezpieczne. Łatwo zweryfikować, czy kieszonka wciąż jest na swoim miejscu - możesz po prostu udawać, że się tam drapiesz. W razie potrzeby łatwo też z tego miejsca wyciągnąć ukryte pieniądze. A i złodzieje szybciej spodziewać się będą pasów biodrowych. Natomiast absolutnie nie polecam robienia skrytek w pasku - w przypadku świątyń dżinijskich zostaniesz poproszony o zostawienie go w przechowalni, więc to ryzykowny krok. Najważniejsze, byś te rzeczy zawsze miał przy tyłku.
  • Wartościowe rzeczy noś w jednej torbie - tutaj są akurat dwie szkoły. Niektórzy twierdzą, że cenne rzeczy powinno się rozdzielać na kilka toreb. Jeśli nas okradną, to przynajmniej tylko z aparatu albo tylko z tabletu. Jednak ja tej teorii nie kupuję, bo zakłada, że do kradzieży i tak dojdzie, i wskazuje jedynie, jak zminimalizować skutki. Wiem, że jak mi ukradną cokolwiek, to będzie wk... gniew, więc wolę nie dopuścić do jakiejkolwiek kradzieży. Jedną torbę łatwo przypilnować, kiedy przeciskasz się w tłumie. Trzech - już nie. Coraz częściej też złodzieje kradną w parach - liczą na to, że osoba okradziona straci kilka sekund na wahaniu, za kim pobiec. Tak się stanie, jeśli cenne rzeczy będą w kilku miejscach. Jeśli wszystkie będą w jednym, to od razu wiesz, za kim ruszyć w pościg. Nie tracisz cennego czasu. Natomiast wszelki cenny drobiazg (karty, gotówka, dowód osobisty) i tak trzymaj w przygotowanych skrytkach.
  • Zgrywaj zdjęcia co parę dni - jeśli masz taką możliwość, zrzucaj zdjęcia na wirtualny dysk, np. Google Drive albo OneDrive. Jeśli nawet ukradną Ci sprzęt, to większość zdjęć ocaleje w chmurze.
  • Unikaj sejfu w recepcji - zaraz się niektórzy pewnie oburzą, że jak to tak, że sejf przecież chroni. Ok, chroni, póki rzeczy w nim są. Natomiast zawsze nadchodzi moment, gdy trzeba depozyt odebrać i iść do pokoju. Samemu. Ciemnym korytarzem. Sejfy znajdujące się poza pokojem mają zasadniczą wadę - zawsze ktoś kręci się w pobliżu i obserwuje, kto i co oddaje do depozytu. Jeśli już musisz/chcesz, to korzystaj z sejfu w pokoju.
  • Zostaw zasłonięte okna - jeśli wychodzisz rano, zostaw zasłonięte okna. Dzięki temu ukryjesz, że pokój jest pusty. Złodzieje obserwujący pokój z zewnątrz będą myśleli, że jeszcze wylegujesz się w łóżku. 
  • Weź ze sobą kłódki - przydadzą się w skromnych hotelach do zamykania pokoju. Możesz też zabrać ze sobą łańcuch, żeby np. przymocować bagaż w pociągu lub autobusie. Nigdy nie szłam w taką skrajność, bo wg mnie to oznacza, że mam w bagażu coś naprawdę wartościowego. Nigdy też nie czułam, żeby z łańcucha trzeba było korzystać. No, chyba że bagaż ląduje na dachu autobusu, a trasa przewiduje mnóstwo wertepów* - to co innego. Wtedy rzeczywiście może się przydać. Chociaż zamiast łańcucha wybrałabym np. lżejsze linki Pacsafe.
  • Wybierz rozwiązania analogowe - zamiast np. ściągać mapy na komórkę lub tablet, wydrukuj je. Komórka będzie Ci w Indiach potrzebna do wszystkiego, aczkolwiek mapy lepiej mieć papierowe. Kiedy będziesz kogokolwiek pytać o drogę, to zleci się od razu mały tłumek i zacznie się naradzać. Podając sobie Twoje mapy z ręki do ręki. Nie wiem, jak Ty, ale ja wolę, żeby komuś z ręki niechcący wyleciał kawałek papieru, a nie tablet wart parę stów. ;)


Po trzecie, zadbaj o swoje bezpieczeństwo.
klin drzwiowy
  • Zabezpiecz pokój na noc - jeśli w drzwiach nie ma zasuwy, a jest tylko zamek, który np. ktoś z obsługi hotelowej mógłby otworzyć z zewnątrz, to na noc pod drzwi podsuń ciężkie krzesło. Jeśli ktoś otworzy drzwi, to głośne szuranie Cię obudzi. Możesz też zaopatrzyć się w specjalne kliny, które wsuwa się pod drzwi, aby nie można ich było otworzyć.
  • Pytaj recepcjonistę, jak dojechać do zabytków - jeśli coś Ci się stanie, będzie wiedział, jakie były Twoje plany na ten dzień i gdzie trzeba Cię szukać.
  • Noś wizytówkę hotelu - jeśli będziesz ofiarą wypadku, łatwiej będzie służbom zweryfikować Twoją tożsamość i poinformować odpowiednie osoby. Wizytówka może przydać Ci się także w bardziej prozaicznej sytuacji - kiedy będziesz próbować wyjaśnić taksówkarzowi, do jakiego hotelu ma Cię zawieźć. Może po prostu nie zrozumieć Twojej wymowy nazwy hotelu. (W Azji jest to bardzo prawdopodobne.)
  • Ustaw w telefonie ICE - ICE to Twoja osoba in case of emergency. Zagraniczni ratownicy nie będą wiedzieli, że mają szukać w telefonie kogoś pod hasłem mamusiatatko itp. Za to będą szukać po stosowanym na całym świecie skrótowcu ICE. Najlepiej, by Twoim ICE była osoba mówiąca po angielsku.
  • Zrób zdjęcie danych pojazdu - jeśli wsiadasz do taksówki, zrób zdjęcie tablicy rejestracyjnej i licencji kierowcy. Zrób to na tyle ostentacyjnie, by zauważył. Możesz też głośno poinformować znajomych, że zdjęcie zrobiłeś i standardowo jest już dysku Twojego brata. Jest szansa, że taksówkarz się obrazi, bo mu nie ufasz. Trudno, znajdziesz innego. I unikniesz potencjalnego uprowadzenia. Sama nigdy tej rady nie stosowałam, bo nie czułam się w niebezpieczeństwie, ale podobno np. w Tajlandii dobrze jest się jej trzymać.

Indie, wbrew wszystkiemu temu, co piszą o nich w mediach, są krajem bezpiecznym dla turystów. 24h/7 jesteśmy tam na świeczniku, w każdym momencie ktoś wie, gdzie dokładnie się znajdujemy. Jeśli komukolwiek chłopaki z sąsiedztwa będą chcieli spuścić manto, to raczej wybiorą kogoś z lokalnych niż turystę. Wiadomo - ten narobi rabanu.

Natomiast co innego turystę nabrać. W przypadku straganiarzy i rikszarzy to główny punkt honoru. Dlatego z góry zakładaj, że ceny podawane są z bardzo dużą górką. Z reguły powinieneś dać radę zejść do 25-35% pierwotnej ceny.

Inną praktyką jest wymyślanie coraz to bardziej skomplikowanych sposobów naciągnięcia turystów i wciągnięcia ich w swoje machlojki. Jeśli chcesz się doedukować, jak na całym świecie robi się turystów w balona, to polecam obejrzenie Scam City. Odcinki są reżyserowane, ale przedstawiają prawdziwe schematy wykorzystywane przez oszustów na całym świecie.



* W Indiach każda (sic!) trasa obejmuje wertepy gratis. Zmienia się tylko proporcja między podróżowaniem w pionie a w poziomie.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Bezpieczeństwo w podróży - part 1: przed wyjazdem

Tym razem będzie post uniwersalny. A właściwie dwa posty - o czym trzeba pamiętać przed podróżą oraz w jej trakcie. Może nie powinnam tego mówić, ale połowy w Indiach nigdy nie zastosowałam. Natomiast były strzałem w dziesiątkę w przypadku włóczenia się solo po Europie. :)

  • Powiadom bank o wyjeździe i powrocie. - Niektóre banki potrafią zablokować kartę, jeśli zauważą transakcje niespodziewanie w innych częściach świata. Warto o tym pamiętać, jeśli samemu nie kupowało się biletów / rezerwowało hoteli. Czyli, innymi słowy, kilka transakcji przeprowadzonych ni z gruchy, ni z pietruchy w małej indyjskiej wiosce może bank zaniepokoić. (Realny przypadek mojej siostry, która mieszkając w Brazylii, postanowiła na weekend wyskoczyć do sąsiedniego państwa.)
     
  • Wykup pre-paida. - Po co wozić ze sobą normalną kartę (= wszystkie pieniądze)? Lepiej wziąć gotówkę, naładować pre-paida na wszelki wypadek i ograniczyć sobie poziom stresu. Rodzinie, oczywiście, zostawiamy numer konta pre-paidowego, żeby w razie potrzeby mogli je podładować. Jedynie osoba kupująca bilety oraz płacąca za hotele będzie musiała wziąć kartę właściwą (pewnie kredytówkę), ponieważ może zostać poproszona o okazanie.
     
  • Ustal dzienny limit wypłat, zaklej CVV. - Jeśli już bierzesz normalną kartę, przed wyjazdem ustal limit dziennych wypłat i transakcji internetowych. To akurat dobrze zrobić nawet w Polsce. Jeśli ktoś ukradnie Ci kartę, to tak naprawdę ukradnie Ci tylko Twój dzienny limit, np. 300 złotych. Do następnej wypłaty zdążysz już kartę zablokować. Dobrze też zakleić numer CVV na karcie. Ot, choćby karteczką samoprzylepną albo plastrem. Oczywiście, przed włożeniem do bankomatu należy kartę oczyścić. Powód? Jednym ze sposobów kradzieży danych karty jest robienie zdjęć np. w sklepie w trakcie płacenia. Ktoś w kolejce udaje, że bawi się telefonem, a naprawdę pstryka zdjęcia obu stron karty. I ma już wszystkie potrzebne mu dane.
     
  • Spisz numery alarmowe i adresy konsulatów. - Konsulaty są nawet ważniejsze niż ambasady, bo w przypadku kradzieży dokumentów czy problemów z prawem to konsul interweniuje, a nie ambasador. Ambasador jest jak królowa, konsul - jak premier. Zazwyczaj przy ambasadach urzęduje też konsul, ale lepiej to sprawdzić. Jeszcze a propos konsula - w przypadku kradzieży pieniędzy, może udzielić szybkiej pożyczki.
     
  • Zarejestruj się w Odyseuszu MSZ. - Nasze MSZ ma opinię, jaką ma. Jednak na wszelki wypadek warto się w Odyseuszu zarejestrować. Jeśli nastąpiłby jakiś kataklizm albo atak terrorystyczny, to lepiej, by nasze ministerstwo od razu wiedziało, że na tym terenie mogą być Polacy i trzeba interweniować.
     
  • Ustal sztab kryzysowy. - Jeśli jedziecie w kilka osób, zostawcie swoim bliskim namiary kontaktowe na członków rodzin innych uczestników. Wyznaczcie też najlepiej w każdej rodzinie jedną osobę, która będzie głównym kontaktem. A spośród głównych kontaktów - głównego szefa, który będzie koordynował wszystkie akcje, gdyby coś się Wam stało. I przez którego będą przepływać absolutnie wszystkie informacje. Oczywiście, sztab kryzysowy otrzymuje też całą papierologię związaną z waszym wyjazdem - ksera dokumentów, rezerwacji i biletów lotniczych, kolejowych itp., dane noclegów oraz marszrutę.
     
  • Zrób zdjęcia i ksera dokumentów. - Przynajmniej jedną kserokopię weź ze sobą. Zostaw jakąś też swojemu sztabowi kryzysowemu. Dodatkowo trzymaj skan także na mailu lub w chmurze. Przyspieszy to procedurę, gdyby ktoś ukradł Ci dokumenty i musiałbyś wyrabiać nowy paszport. Jeśli jedziesz na kompletne odludzie, to weź kilka kserokopii. Hotele mają obowiązek meldowania swoich gości. Potrzebne im są do tego kopie paszportu. Jeśli nie chcesz oddawać swojego na pół dnia, aż ktoś pobiegnie do sąsiedniej wioski i dokument skseruje, daj swoją kopię. I oryginał na szybko do porównania.
     
  • Usuń dane z nośników. - Niby proste i logiczne, a niewiele osób to robi. Jeśli ktoś ukradnie Ci aparat, a na karcie będą Twoje rozebrane fotki z wakacji, to zrobi się niemiło - pół wioski może się do nich ślinić tej nocy. Jeśli ktoś ukradnie Ci tablet, to pewnie będzie mieć pozapisywane hasła do Twoich kont mailowych, społecznościowych, bankowych... I zrobi się jeszcze mniej fajnie.
     
  • Nie publikuj w social media info o wyjeździe. - Złodzieje też mają Face'a. Z niego czerpią informacje, kogo warto okraść (zdjęcia, na których chwalisz się wnętrzem po remoncie, posty o zakupie nowego sprzętu) i kiedy (Jeszcze tylko 3h i urlop!). Serio, złodzieje teraz nie są głupi. ;)
     
  • Podpisz i sfotografuj bagaż. - Zdjęcie przyda się, jak wylądujesz w miejscu, w którym trudno wytłumaczyć po angielsku, że leciałeś z plecakiem ze stelażem, nie z walizką, z ple-ca-kiem, tak, taką walizką zakładaną na plecy. Jedna fotka i wszystko wiadomo. :) Podpisz go też, bo pomimo wszelkich kodów kreskowych, którymi Ci bagaż okleją, to może się okazać, że metka się odklei i nie będą potrafili odnaleźć właściciela. Na każdym lotnisku jest masa tagów do bagaży. Jedno nazwisko wraz z miejscem zamieszkania może wiele zdziałać.
     
  • Pomaluj zafoliowany bagaż. - Jeśli jedziesz do miejsc, w których kwitnie przemyt narkotyków, a więzienia nie należą do najprzyjemniejszych, to foliuj bagaż. Do Indii nigdy nie foliowałam, ale pewnie w przypadku Tajlandii już bym to zrobiła. Za usługę zafoliowania płaci się zwykle ok. 30-60 zł. Aczkolwiek to nie wystarczy. Jak jest zorganizowany przemyt, to przestępcy mogą mieć swoje foliarki. Rozerwą folię na zapleczu, wrzucą towar i znów opakują bagaż. Zafoliowałeś? To teraz napisz/namaluj coś, co trudno podrobić. Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu będzie w sam raz - Tajowie sobie nie poradzą. Jak już namalujesz, to jeszcze cyknij zdjęcie, żeby było datę i godzinę widać. :)
     
  • Rozdziel rzeczy. - Najważniejsze rzeczy wrzuć do podręcznego. I nie chodzi tu tylko o tablety, aparaty, telefony czy dokumenty. Nie. Najważniejsza rzecz to taka, której nie kupisz łatwo na miejscu. Albo będziesz się wstydzić ją kupić. Albo brzydzić miejscowej. Tak, dokładnie tak - do podręcznego wrzuć bieliznę! Piżamę oraz jedną zmianę odzieży. Najważniejsze kosmetyki. (Oczywiście, max 1 l i opakowania do 100 ml). A, no i trójnik. Zgubili mi kiedyś bagaż i byłam przeszczęśliwa, bo nie musiałam o 3 w nocy przemierzać Bombaju w poszukiwaniu tych rzeczy. Oczywiście, w takiej sytuacji linie lotnicze wręczają rekompensatę, zwykle 100 euro. Jednak polega to na zwrocie tych pieniędzy po wysłaniu skanów rachunków. I tu pojawia się dylemat.
    Kto w Indiach wystawia paragon?
    Czy urządza mnie, że te pieniądze muszę wyłożyć już na początku wyjazdu, a zwrot dostanę po 2 tygodniach? 
    Czy naprawdę chcę kupować majtki i staniki na oczach setek muzułmanów pod (meczetem) Jama Masjid w Delhi? Myślę, że odpowiedź jest jasna.* ;-)

    TBC 

    * Nie, nie i jeszcze raz - nie! Aż takim hardcorem nie jestem. :)

piątek, 15 lipca 2016

Kolej (n)a Indie

Pociągi stanowią najpopularniejszy i najtańszy środek lokomocji na trasach dalekobieżnych. Bilety można kupić na dworcu, jednak trzeba się liczyć z dużym prawdopodobieństwem braku miejsc na najbardziej obleganych trasach. Dlatego akurat bilety kolejowe radziłabym zakupić przez internet z odpowiednim wyprzedzeniem. Jak to zrobić?
  1. Wejdź na stronę: https://www.irctc.co.in/ 
  2. Zarejestruj bezpłatnie swój profil, klikając Sign up.
  3. Podaj wszystkie wymagane informacje. Pamiętaj, aby w nicku i haśle nie pojawiały się polskie litery. (Może to być duży problem, jeśli później pracownicy kolei będą musieli coś weryfikować.)
  4. Do ostatecznego potwierdzenia konta oprócz maila wymagany jest indyjski numer komórki, na który zostanie przesłany OTP, czyli kod weryfikacyjny. Niestety, nie da się zmienić w formularzu prefiksu +91 na +48, a numery indyjskie z 10 cyfr, a nie 9 jak u nas. Dlatego do swojego polskiego numeru dodaj z przodu cyfrę "9" (czyli np. zamiast 601 111 111 wpisz 9601 111 111).
  5. Na adres biura obsługi klienta IRCTC care@irctc.co.in wyślij skan swojego paszportu z prośbą o wysłanie na tej podstawie OTP mailem. 
  6. Przypominaj się co jakiś czas. Ja na swój OTP czekałam ok 2 tygodnie.
Teoretycznie teraz możesz już kupić bilety przez internet. Dlaczego teoretycznie? Ponieważ strona indyjskich kolei akceptuje tylko karty wydane przez banki indyjskie. I American Express. Nasze Visy, Maestro itp. nie pozwolą na dokonanie płatności na stronie IRCTC. Natomiast posiadając konto na IRCTC, możesz już kupić bilety poprzez pośredników, np. makemytrip czy cleartrip, którzy na szczęście polskie karty akceptują. Do tej pory kupowałam bilety w ten sposób przez makemytrip i wszystko było w porządku. Podczas zakupu musiałam logować się na konto założone w IRCTC, płatności dokonywałam na formatkach makemytrip, po czym dostawałam potwierdzenie mailowo. Bilety były do pobrania także w panelu użytkownika makemytrip. Wystarczyło wydrukować i wziąć ze sobą. :)

Bilet kupiony poprzez makemytrip. Podane są
trasa, dane pasażerów, numer wagonu i miejsca.
Pośrednicy naliczają swoją marżę, zwykle w granicach 20-40 rupii za transakcję. Jednak według mnie warto dopłacić te 2-3 złote i nie denerwować się, że nie ma już biletów na konkretną trasę. W Indiach istnieje możliwość zapisania się na waiting list, czyli listę oczekujących. Jednak jest to obarczone dużym ryzykiem, zwłaszcza jeśli nie jest się na jednym z pierwszych kilkunastu miejsc. 

Można także skorzystać z systemu Tatkal. W przypadku najbardziej obleganych tras koleje indyjskie uwalniają pewną pulę biletów dopiero na dzień przed odjazdem. Bilety w tym systemie są z reguły droższe o kilkadziesiąt rupii. Na najbardziej turystycznych trasach określony jest tak zwany foreign tourist quota - pula biletów przysługujących tylko zagranicznym turystom. Zwykle jest to dosłownie parę biletów na cały skład pociągu, więc nie nastawiałabym się tylko na nie. Zwłaszcza jeśli jedziecie większą grupą.


Indyjskie pociągi wyróżnia od naszych przede wszystkim bogactwo klas:
  • AC1/1A - wagony są klimatyzowane, nie da się otworzyć przyciemnianych okien. Z reguły są zamykane przedziały, w każdym po 4 leżanki. Na noc każdy dostaje poduszkę i prześcieradło/kocyk.
  • AC2/2A - wagony są klimatyzowane, nie da się otworzyć przyciemnianych okien. Przedziały mogą być zamykane (w każdym po 4 leżanki) lub otwarte (w każdym po 6 leżanek). Na noc każdy dostaje poduszkę i prześcieradło/kocyk.
  • Widok na korytarz w Sleeperze.
    Oparcia na noc podwieszane są na hakach
    i stają się leżankami.
  • AC3/3A - wagony są klimatyzowane, nie da się otworzyć przyciemnianych okien. Przedziały są otwarte, w każdym przedziale jest po 8 leżanek. Na noc każdy dostaje poduszkę i prześcieradło/kocyk.
  • EC (AC Executive Chair Class) - wagony są klimatyzowane, nie da się otworzyć przyciemnianych okien. Wagony są bezprzedziałowe, w każdym rzędzie znajdują się 4 (2+2) siedzenia. Nie ma leżanek, tylko zwykłe fotele.
  • CC (AC Chair Class)- wagony są klimatyzowane, nie da się otworzyć przyciemnianych okien. Wagony są bezprzedziałowe, w każdym rzędzie znajduje się po 5 (2+3) siedzeń. Nie ma leżanek, tylko zwykłe fotele.
  • FC (First Class) - wagony bez A/C, pod sufitem są wiatraki. Zamiast szklanych okien są po prostu siatki/pręty, więc warto wziąć zatyczki do uszu, słuchawki lub coś innego, co ochroni uszy przez zawianiem. Przedziały mogą być zamykane (w każdym po 4 leżanki) lub otwarte (w każdym po 6 leżanek).
  • SL (Sleeper Class) - najpopularniejsza klasa. Wagony bez A/C, pod sufitem są wiatraki. Zamiast szklanych okien są po prostu siatki/pręty, więc warto wziąć zatyczki do uszu, słuchawki lub coś innego, co ochroni uszy przez zawianiem. Przedziały są otwarte (w każdym po 8 leżanek).
  • 2S/II (Second Class) - wagony bez A/C, pod sufitem są wiatraki. Zamiast szklanych okien są po prostu siatki/pręty, więc warto wziąć zatyczki do uszu, słuchawki lub coś innego, co ochroni uszy przez zawianiem.
    Wagony są bezprzedziałowe. Nie ma leżanek, tylko zwykłe ławki.

Jeśli podróż odbywasz tylko w ciągu dnia przez parę godzin, to spokojnie wystarczą Ci 2S, FC, CC i EC. Jeśli jedziesz w nocy, to wybierz mające leżanki SL lub 3AC. Natomiast 1AC i 2AC to już zbędny luksus. ;-)

Składy pociągów potrafią liczyć nawet 20-30 wagonów. Dlatego na każdym peronie znajdziesz wyświetlacze, w którym miejscu zatrzymuje się dany wagon.

Przy drzwiach każdego wagonu nalepiona też będzie lista pasażerów. Jeśli nie jesteś pewny, czy wsiadasz do odpowiedniego pociągu/wagonu, to po prostu sprawdź listę. Albo wsiadaj w ciemno i wyjdź na spotkanie przygodzie. :)

P.S. Panowie w czerwonych koszulach związkowych to tragarze! 

sobota, 14 maja 2016

Money, money, money

Indyjskie rupie.

Walutą obowiązującą w Indiach jest rupia indyjska (INR). W alfabecie łacińskim oznaczana symbolem Rs. W Indiach jednak znacznie częściej spotkać się można z symbolem ₹.

Nominały banknotów to 1000, 500, 100, 50, 20, 10 i 5 rupii. Obecnie wszystkie banknoty przedstawiają Gandhiego. Można jednak nadal spotkać jeszcze stare banknoty, na których zamiast Gandhiego widnieje symbol Aśoki Wielkiego, tj. kolumna z lwami na cokole. Są one wciąż uznawane za legalny środek płatniczy.
Co jakiś czas mennice zmieniają odcień banknotów, więc otrzymane banknoty mogą się różnić. Dotyczy to zwłaszcza banknotów 100-rupiowych, które raz są zielonawe, a raz idą bardziej w kierunku błękitu.

Najczęstsze nominały monet to 1 i 2 rupie. Czasami można natknąć się też na 5- lub 10-rupiową monetę. Na 1 rupię składa się 100 paise. W praktyce monet o nominale niższym niż 1 rupia używa się bardzo rzadko. Czasem może uda się natknąć na 50 paise, ale na niższy nominał bym nie liczyła.



Wywóz oraz wwóz rupii przez obcokrajowców jest nielegalny. W ostatnich czasach prawo wwozu złagodzono, jednak jedynie dla Indusów (niezależnie od miejsca zamieszkania). Jeśli turysta zostanie złapany na próbie wwiezienia/wywiezienia rupii, to nie dość, że wszystkie będą zarekwirowane, to jeszcze nałożona zostanie grzywna. M.in. w Warszawie w kilku kantorach można kupić rupie, ale z punktu widzenia indyjskich służb jest to proceder nielegalny. Nigdy nie byłam ani uczestnikiem, ani świadkiem przeszukania bagażu w tym celu, jednak w internecie można poczytać wiele takich historii. Nie ma sensu ryzykować.

Oczywiście, próba wymiany złotówek w Indiach jest skazana na porażkę, więc jeśli nie chcecie korzystać z bankomatów, to trzeba się zaopatrzyć w inną walutę. Najlepiej sprawdzają się dolary, w następnej kolejności euro i funty brytyjskie. W niektórych miejscach można zapłacić dolarami, czasem po trochę lepszym kursie niż proponowany w kantorze. Obecnie dolar kupowany jest za 65 rupii, a euro za 73,5. Warto przed wyjazdem sprawdzić kursy, ponieważ w tym samym mieście mogą się zauważalnie różnić nawet w ramach filii tego samego pośrednika. Z reguły też bardziej opłaca się wymieniać wyższe kwoty, bo wtedy % prowizji jest niższy. Więc jeśli np. 4 osoby chcą wymienić po 50 dolarów, to zamiast robić to na 4 raty lepiej wymienić od razu 200 dolarów i się potem podzielić. Najbardziej praktycznymi nominałami jest 10, 50 i 100 rupii. Za przejazd lokalnymi środkami transportu płaci się nawet i 2 rupie, a za obiad 90. Z pięćdziesiątki jest szansa, że wam wydadzą. Z banknotu 1000-rupiowego - no cóż... ;-) Wyższe nominały sprawdzają się tylko w hotelach i muzeach. No, ewentualnie jeszcze w sklepach, jeśli uprawiacie intensywny shopping.

Jako obcokrajowcy możemy wymieniać pieniądze tylko w niektórych miejscach, dlatego radziłabym się zawczasu przygotować i mieć pod ręką adresy kantorów choć w niektórych miastach. Zawsze i wszędzie wymieniać możemy w kantorach sieci Thomas Cook. Z reguły mają sensowne kursy. W niektórych miastach wymiany można też dokonać w Axis Bank oraz Citibank. Warto też się rozejrzeć za Western Union. Jeśli nie wymienia sam Western, to z reguły tuż obok jest jakiś punkt wymiany. I nie zdziwcie się, jeśli ktoś wskaże wam np. sklep spożywczy. :) Tak, czasem to w spożywczaku jest jedyny dostępny w okolicy punkt wymiany waluty.

Do wymiany zawsze potrzebny będzie paszport. Każda transakcja musi być przez kantor zgłoszona do odpowiednich służb razem z danymi kontrahenta oraz kopią dokumentu tożsamości. W przypadku cudzoziemców dowód osobisty nie wystarczy, jedynym uznawanym dokumentem jest paszport.

---
Edycja 12.11.2016: Decyzją rządu indyjskiego dotychczasowe banknoty 500- i 1000-rupiowe przestały być legalnym środkiem płatniczym. W ich miejsce weszły do obiegu nowe banknoty 500- i 2000-rupiowe. Więcej informacji: http://www.thehindu.com/news/national/rs-500-rs-1000-currency-notes-to-be-out-of-circulation-from-midnight/article9320594.ece

środa, 11 maja 2016

Jak zaplanować zwiedzanie - godziny otwarcia, koszty itp.

Kiedy ktoś lubi wszystko planować, to zwykle jeszcze w Polsce szuka informacji o godzinach otwarcia, cenach biletów itp. najważniejszych zabytków. Niestety, Indusi tego nie ułatwiają. Ważniejsze muzea czasem mają swoje strony internetowe, wtedy łatwo znaleźć te informacje. Jednak nad danymi dot. większości miejsc, zwłaszcza będących poza standardowymi turystycznymi szlakami, trzeba się ostro napracować.

Przede wszystkim polecam rozpocząć szukanie od Ixigo i ich Trip Plannera. Fakt, że sam serwis jest trochę chaotyczny i czasem wyszukiwarka nie nadąża za wpisywanymi frazami, jednak jest tam ocean informacji potrzebnych każdemu organizatorowi. W tym dni i godziny otwarcia zabytków oraz, co ważniejsze, ich zamknięcia. Nawet tych mniej znanych. :) Do tej pory korzystałam z tej strony wielokrotnie i zazwyczaj dane się zgadzały. Czasem były jakieś drobne odchylenia, ale z Ixigo dawało się nieźle zaplanować marszrutę. Warto też wczytać się pod komentarze, czasem ktoś koryguje tam niektóre dane.

W drugiej (tak, drugiej!) kolejności poleciłabym Lonelyplanet. Według mnie trochę mniej informacji dot. godzin otwarć i cen biletów niż na Ixigo, choć mają bogatsze opisy zabytków. Ponieważ ich nawigacja potrafi mocno irytować, to polecam wyszukiwać podstron Lonelyplanet, korzystając z Google. Wpisać w Google nazwę zabytku i lonelyplanet.com Zwykle pierwszy link prowadzi do odpowiedniej podstrony.

Najważniejsze zabytki wymienione są także na stronie Archeological Survey of India (ASI). Na lewej belce wystarczy wybrać odpowiednią kategorię (Monuments, Excavations, Museums), a na wyświetlonej podstronie po prawej dostępne będą linki do opisów poszczególnych zabytków. Zwykle opisy zawierają dni i godziny otwarcia oraz koszty wstępu. Jeśli nie ma informacji o rodzaju biletu, to zwykle dotyczy on Indusów. Czy my płacimy kilka razy więcej. Jeśli ASI ma pod swoją opieką jakiś obiekt, to spodziewajcie się płatnego wstępu (ASI dostaje część ceny biletu). Prawdopodobnie dla nas wyniesie 100 lub 250 rupii.

Warto też znaleźć stronę Development Authority danego miasta. Zwykle koszt wstępu do zabytku składa się z opłaty narzuconej przez ASI oraz właśnie władze miejskie. Czasami znajdzie się tam cennik wstępu do najważniejszych miejsc. Przykład: Agra Development Authority.

Wielu informacji dostarczą też komentarze na Tripadvisor oraz posty na.IndiaMike. Polecam zwłaszcza IM. Nawet jeśli nie znajdziecie odpowiedzi, to można założyć wątek i dopytać. Szybko pojawi się odpowiedź.

Na przeglądanie blogów raczej nie traciłabym czasu. Pojawi się masa zdjęć, ale prawie nigdy nie ma porad organizacyjnych. W najlepszym przypadku wskazówki typu wejdź tylnym wejściem albo piękny widok o zachodzie słońca. Niestety, podobnie będzie z oficjalnymi stronami rządowymi poświęconymi turystyce w danym regionie. Można zerknąć, żeby zobaczyć, co można zwiedzić, ale na szczegóły w postaci godzin otwarcia bym nie liczyła.

Mam nadzieję, że to zestawienie choć trochę ułatwi sprawę wszystkim organizatorom. Wszystkie źródła są darmowe. I nikt mi nie płacił za ich polecanie, więc zestawienie powinno być obiektywne na tyle, na ile jest to możliwe. ;-)

sobota, 20 lutego 2016

Europejskość zostaw w Europie

Mocno wierzę, że w Indiach każdy odnajdzie chociaż fragment swojego szczęścia. I choćby za to Indie pokocha. Nawet jeśli ta miłość będzie ułomna i niewielka, to jednak się zacznie. Równie mocno jednak wierzę, że tej miłości łatwo uniknąć, bo ona nie przychodzi nieproszona. Indie do swojego serca trzeba zaprosić, a przynajmniej szeroko otworzyć im drzwi, by mogły wejść. Spotykam się z opiniami po powrocie, że Indie to tylko brud, smród i ubóstwo, że nie ma w nich niczego mistycznego czy pięknego. Że ktoś żałuje, że do Indii w ogóle pojechał. Wszystkich tych niezadowolonych łączą ze sobą dwie rzeczy, których u ludzi w Indiach zakochanych nie widzę.

Przede wszystkim, oni nie chcą zobaczyć innych Indii ani tym bardziej ich zrozumieć. Mają w głowie utrwalony stereotyp i to on rządzi ich percepcją. Drugie podobieństwo to przeświadczenie o swojej wyższości. Od urodzenia jesteśmy przekonywani, że Europa to pępek świata i mamy patent na jedyną słuszną rację. Jesteśmy lepsi, bo jako pierwsi odkryliśmy Amerykę, choć ona istniała od dawna. I nieważne, że potem dosłownie wyrżnęliśmy w pień wielu mieszkańców tego kontynentu, spychając ich do rangi ludzi drugiej kategorii czy dzikich zwierząt. Wojny krzyżowe były uzasadnione, choć zabijano także rzesze dobrych ludzi. Ale nie byli Europejczykami i katolikami, więc mieliśmy prawo skazać ich na śmierć. Jesteśmy uczeni, że Brytyjczycy stworzyli wspaniałe imperium. Siłą odbierali innym krajom ich największe skarby, traktowali mieszkańców jak nieludzi, ale to nic. Uczeni jesteśmy, że jeśli to my panoszymy się na świecie, to jesteśmy tymi dobrymi, a pozostali zasługują na plagi, rozboje i gwałty. Natomiast jeśli ktoś robi nam to samo, to jesteśmy ofiarą, a on tym złym.

Kiedy myślimy o cywilizacji, to przychodzi nam do głowy nasza zachodnia cywilizacja. Wszystko poza nią będzie dziczą albo ułomną namiastką cywilizacji. Nieważne, że w samej Azji istniały już rozwinięte cywilizacje, gdy nam - dumnym Europejczykom - bliżej wciąż było do małp niż ludzi. I że to my wdrażaliśmy u siebie ich wynalazki. Ale mamy w końcu wyłączność na bycie nadludźmi, więc wszystko, co jest najlepsze, jest z pewnością europejskie. Stąd gdy jedziemy do innych krajów, zabieramy ze sobą swoją europejskość i próbujemy ją na siłę wdrożyć na miejscu. Halo, jestem Europejczykiem, przywiozłem wam kulturę, mądrość, rozwój i kaganek oświaty, korzystajcie z nich i wielbcie mnie. Może nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale właśnie tak się często zachowujemy, taka postawa jest głęboko w nas zakorzeniona. Jesteśmy gośćmi w czyimś domu, ale to cały dom ma się do nas dostosować, nie na odwrót. I w dodatku otoczenie pokornie znosić musi wszystkie uwagi kierowane pod jego adresem.

Nie mogę wejść do świątyni? Przecież jestem turystą, musicie mnie wpuścić! (Nieważne, że to dla innych miejsce święte i dlatego innowierca nie ma prawa wstępu.)
Czemu mam zdjąć buty i zakryć włosy w świątyni? Przecież jestem z Europy, u nas tak się nie robi!
Czemu nie ma papieru? Jak to podmywacie się ręką? Co za dzicz! (Na nic słowa, że azjatycka wersja toalet jest bardziej eko i higieniczna niż nasza zachodnia.)
Czemu lejecie sobie wodę do gardeł? Nikt was nie nauczył poprawnie pić? (Według standardu zachodniego lepiej obślinić szyjkę butelki i potem kolejnej osobie przekazać swoje zarazki.)
Aranżowane małżeństwa? Przecież za człowieka nie może decydować ktoś inny, to takie niepostępowe, miłość się liczy. (U nas 1/3 małżeństw z miłości wcale nie rozpada się po pierwszym roku z powodu wygaśnięcia uczucia i niezgodności charakterów, bo młodzi nie potrafili odróżnić chuci od miłości.)
Dlaczego to jedzenie takie ostre? Kto dodaje tyle przypraw? I tak smaku nie czuć. Powinni nam zaserwować coś naszego! (Przyprawy chronią żywność przed zepsuciem i pozwalają na lepsze trawienie. Indusi wyczuwają smaki poszczególnych przypraw, to przyzwyczajeni tylko do soli i pieprzu Europejczycy nie rozróżniają aromatów.)

Powyżej znajduje się zaledwie kilka przykładów tego, co słyszałam od osób wracających z Indii. Za każdym razem ja, ja i ja. Wszystko, co europejskie, jest najlepsze. Co indyjskie - nierozwinięte. Żywność, sposób pracy, mentalność. Jeśli przyjeżdżasz do Indii z takim nastawieniem, to już na lotnisku odbijesz się od niewidocznej bariery. Indie Cię nie przyjmą i nie ugoszczą tak, jak chciałyby to zrobić. Przed Indiami trzeba umieć pokornie skłonić głowę i oddać im szefostwo. Przyjechać niczym biała karta i przyjąć wszystko to, co Indie chcą nam zaoferować. Dopiero wtedy można zaznać prawdziwych Indii i się w nich zakochać. Dlatego przygotowanie podróży do Indii jest tak trudne. Trójniki, moskitiery czy leki są potrzebne, ale w dalszej kolejności. Zacząć trzeba od przygotowania siebie, by swą europejskość móc zostawić w Polsce.

sobota, 2 stycznia 2016

Cennik - nocleg

Znam osoby, które jadąc do Indii, mają postanowienie, że na nocleg nie wydadzą więcej niż 300 rupii za noc (czyli ok. 18 złotych). I udaje im się zawsze coś sensownego znaleźć, choć najczęściej są to dorm rooms lub malutkie pokoiki, które na stanie posiadają absolutne minimum. Są i tacy, którzy płacą po 2000 rupii za okropne warunki ze współlokatorami. W praktyce - jeśli chcecie mieć pokój z klimatyzacją, to płacenie za dwójkę ponad 1600 rupii za noc jest już zwykle niepotrzebnym wydatkiem. A w niektórych miastach nawet i 1000 rupii można uznać za absolutny maks.

Cenami rządzi stara zasada "im więcej turystów, tym drożej, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto tyle zapłaci". W sezonie (grudzień-luty) ceny potrafią wzrosnąć nawet 3- i 4-krotnie. Tam, gdzie zwykle nie ma aż tylu turystów, ceny aż tak się nie zmieniają. Wiele hoteli na swoich stronach internetowych w ogóle nie podaje cen. Trzeba najpierw się z nimi skontaktować i dopiero wtedy otrzyma się wycenę. Adres mailowy będzie miał na nią wpływ. Jeśli wyślecie maila np. z domeny @yahoo.fr, to potraktują was jak Francuzów. I dostaniecie ceny jak dla Francuzów. Polskie domeny sprawdzają się najlepiej. Ewentualnie od razu w mailu piszcie, że jesteście tylko takimi tam Polakami. ;-)

Dopytujcie się także o wszelkie ukryte koszty, czyli np. podatki. Może się zdarzyć, że na stronie internetowej zobaczycie cenę Rs. 1500, a na miejscu każą wam zapłacić 1700, bo musieli doliczyć podatek. W przypadku pokojów przekraczających cenę 1000 rupii luxury tax jest obowiązkowy i wynosi, zależnie od stanu, od 5 do 17,5%. Jeśli na cenniku zobaczycie taxes as applicable, to podatek nie jest wliczony w cenę.

Gdzie najlepiej szukać fajnych ofert i opisów hoteli? Oprócz popularnego serwisu tripadvisor polecam jeszcze strony lonelyplanetcleartrip, makemytrip, trivagolaterooms oraz stayzilla. Zwłaszcza stayzilla, jako serwis poświęcony jedynie Indiom, świetnie się sprawdza w wynajdowaniu noclegów w mniejszych miejscowościach. Można też wykorzystać do tego Google Maps. Wystarczy wrzucić jako hasło np. hotel Jhansi i przeglądać pozycje pokazane na mapie. Zdarza się, że Google pokaże miejsca, których nie ma w większości wyszukiwarek hoteli. Jeśli jedziecie w kilka osób, to cenę noclegu można zbić, zmniejszając liczbę pokojów. Prawie wszystkie hotele dopuszczają w pokojach tzw. extra bed. Czasem jest to dostawione łóżko (cot), czasem tylko materac z kompletem pościeli. Koszt waha się zwykle między 100 a 500 rupii. Zatem zamiast brać 3 pokoje dwuosobowe bardziej opłacalnie będzie wziąć 2 pokoje dwuosobowe z extra beds.

Poniżej znajduje się cennik hoteli w popularniejszych miastach, w których do tej pory nocowałam, wraz z krótką opinią. Cena podana jest za pokój za noc. Wszystkie pokoje posiadały własne łazienki z ciepłą wodą 24/7. Znajdująca się obok nazwy liczba gwiazdek oznacza, jak bardzo dane miejsce polecam. Generalnie polecam każde z poniższych, nawet to z jedną gwiazdką. Jeśli skorzystacie z którejkolwiek z tych pozycji, to prosiłabym przekazać pozdrowienia ode mnie. :)

Agra
  • Taj Inn* - pobyt w czerwcu 2016 roku, 2 pokoje 2-osobowe z A/C + dostawka: łącznie Rs. 2300 po rabacie na makemytrip zamiast Rs. 6600. Dobra lokalizacja - w 15 minut można dotrzeć na nogach pod zachodnią bramę Taj Mahal. Z restauracji na dachu jest też dobry widok na grobowiec. Pokoje ładne, aczkolwiek wg mnie zaniedbane - gdzieniegdzie łuszczyła się farba i były zacieki. Na szczęście obyło się bez lokatorów. Niektóre pokoje nie mają okien. Za cenę po rabacie makemytrip było ok, ale za bazowe Rs. 3000 wg mnie nie ma sensu - można znaleźć lepszy hotel w tej okolicy.
  • Garden Villa Homestay*** - pobyt w marcu 2011 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1200. Bardzo fajne miejsce. Trochę na uboczu centrum, dzięki czemu w nocy jest cisza i spokój. Z właścicielem można pogadać i o sytuacji gospodarki Indii, i o sytuacji politycznej w Europie. Załatwi też od ręki kierowcę z samochodem, bilety na dalszy transport. Na miejscu można też za dodatkową opłatą zamówić obiady, w cenie za to jest śniadanie.
Ahmedabad
  • Sagar Inn** - pobyt w listopadzie 2013 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1200. Hotel biznesowy, ale o porządnym standardzie. Na stanie pokoju są nawet klapki pod prysznic. :) Na miejscu można wymienić walutę, zarezerwować samochód z kierowcą itp. Jeśli komuś brakuje towarzysza do kina, to bez problemu da się wyciągnąć któregoś z recepcjonistów.
Bangalore
  • Sairam*** - pobyt w październiku 2019 roku, pokój 3-osobowy z A/C: Rs. 2400. Standardowy hotel biznesowy. W pokoju było czysto, wszystko działało poprawnie. Na recepcji na parterze pomagają w kwestii zwiedzania itp. Serwują też na miejscu śniadania.
Chennai

  • Comfort Inn* - pobyt w październiku 2009 roku, pokój 3-osobowy z A/C: Rs. 1600. Standardowy indyjski hotel. W pokoju było czysto, choć z łazienki przyszedł nam karaluch. Jeden. :) Niestety, łazienkowy wiatraczek wychodzi bezpośrednio na zewnątrz, więc między śmigłami trasę przelotową może sobie zrobić robactwo. Na parterze znajduje się 1-osobowe biuro turystyczne, w którym można wynająć samochód, zakupić pakiety wycieczkowe itp. Znajduje się tu też restauracja, ale jedzenie nie powala. W hotelu z pewnością można zrobić pranie - informowano nas o tym kilkukrotnie każdego dnia.
Cochin
  • Vintage Inn*** - pobyt w lipcu 2012 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1200 + Rs. 100 za dodatkowy materac. W Cochin można z pewnością znaleźć taki sam komfort za niższe pieniądze, ale siłą Vintage są ludzie. Strażnik nocny oprowadzi was po całym budynku, opowie ciekawe historie z nim związane, pokaże zdjęcia. Pani sprzątająca co rano uśmiechnie się tak, że człowiek ma baterie na cały dzień naładowane. Można tu zjeść skromne śniadanie (za dodatkową opłatą), restauracji brak, ale wokół jest parę knajp. Pomogą zorganizować rejs po backwaters, wyjazd do sanktuarium słoni i w parę innych miejsc.
Delhi
  • AirBnB - Shahid** - pobyt w lipcu 2016, całe mieszkanie (2 pokoje z A/C, łącznie 5 łóżek, kuchnia, łazienka): 25 euro. Shahid i Saba to młode małżeństwo z dziećmi, które wynajmuje parę mieszkań, większość znajduje się w tym samym budynku, w którym mieszkają. Dzielnica jest zamieszkała na oko w 90% przez muzułmanów, więc trzeba się przygotować na nawoływania muezzina o 5 rano. Od razu uprzedzę pytania - jest muzułmańsko, ale w pełni bezpiecznie. Ludzie byli przemili. :) Część mieszkań ma toaletę zachodnią, a część indyjską - warto dopytać przed rezerwacją. Minusem są tylko twarde łóżka i dość małe przygotowanie na potrzeby turystów (wiedza nt. taksówek, godzin otwarć itp., choć zwykle się tego nie oczekuje od AirBnB). W mieszkaniu jest niezłe wifi, więc wszystko można wygooglać samemu. Jako gospodarze dają gościom swobodę - można wpadać do nich na obiad i pogaduchy albo się izolować w mieszkaniu.
  • Cottage Yes Please** - pobyt w marcu 2011 i październiku 2019 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 990, pokój 3-osobowy z A/C: Rs. 2200. Dwójki są niewielkie i zdarzają się bez okien. Trójka z kolei jest ponad dwa razy większa i ma nawet patio - w skali mikro, więc przydaje się raczej na szybkiego papierosa. W hotelu nie ma restauracji, ale parę knajpek jest dokładnie naprzeciwko wejścia do hotelu.
  • Jyoti Mahal** - pobyt w październiku 2009 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 2000, pokój 3-osobowy: Rs. 3000. Sam hotel prześliczny, pięknie urządzony. Bardzo duży wybór zestawów śniadań, dostępne jest nawet śniadanie po żydowsku. Można przez nich zarezerwować samochód z kierowcą po normalnych cenach. Dostaliby 3 gwiazdki, ale... Mailowo potwierdziliśmy, że wynajmujemy pokój 2-osobowy + extra bed, za co powinniśmy płacić 2500 rupii za noc. Podczas płacenia okazało się, że spaliśmy jednak nie w double + extra bed, ale dostaliśmy od razu pokój 3-osobowy (mały jak na trójkę), o czym nikt nas nie poinformował. Gdy przypominałam, że mailowo potwierdzaliśmy inne warunki, dostawałam tylko odpowiedź "daliśmy wam normalną trójkę, bo tak było wam wygodniej". I finalnie musieliśmy płacić 3000 rupii za noc. Niby 500 rupii różnicy to nie są takie duże pieniądze, ale niesmak pozostał. :(
  • Ajanta Hotel** - pobyt w czerwcu 2008 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1600. Mają plus za cierpliwość. Wydawało nam się, że w pokoju hotelowym słyszymy mysz. Oczywiście, mysz była urojona w wyniku traumatycznych przeżyć w pociągu, ale personel hotelowy z anielską cierpliwością pomagał nam przesuwać meble w pokoju i sprawdzać wszystkie zakamarki. Oferowali nam też zmianę pokoju. Restauracja hotelowa miała smaczne jedzenie.
Goa - Calangute
  • Mantheven Homes** - pobyt w lipcu 2012 roku, pokój 3-osobowy (w praktyce 4-os.) bez A/C: Rs. 1000. Właściwie to apartament, oprócz sypialni jest przedsionek (w nim stoi jedno łóżko) połączony z kuchnią (butla na gaz, garnki na stanie). Właścicielka jest miła, pomaga wszystko załatwić. Wokół jest naprawdę cicho. Po 5-10 minutach można dotrzeć do głównej drogi i restauracji, supermarketu i sklepiku, w którym wymieniają walutę. Plaża w podobnej odległości.
  • Falcon Resorts*** - pobyt w lutym 2008 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 2800, 3-osobowy z A/C: Rs. 2800. Trójka to duże łóżko małżeńskie w pokoju + drugie na antresoli w pokoju. Bardzo dużo miejsca w pokoju, taras i ładny widok z niego. Właściciele super pomocni. Trafiliśmy tam z przypadku, gdy nasz pociąg spóźnił się o 7h i okazało się, że recepcja wcześniej zarezerwowanego hotelu jest już zamknięta. Przyjęli nas po północy, odpalili kuchnię i uraczyli taką ucztą, że do tej pory ją pamiętam. Siedzieliśmy z nimi przy stole i opowiadaliśmy o sobie, żartowaliśmy, poszliśmy spać o 4 rano.
Goa - Colva
  • Beach Village Holiday Homes*** - pobyt w październiku 2019 roku, mieszkanie z dwoma pokojami 2-osobowymi z A/C: Rs. 2200. Oprócz sypialni jest też salon z aneksem kuchennym. Właściciele są mili, pomagają wszystko załatwić. Wokół jest naprawdę cicho. Na miejscu serwują też śniadania.
Hospet
  • Shivananda** - pobyt w październiku 2019 roku, pokój 2-osobowy z A/C + ekstra materac: Rs. 1650. W praktyce łóżko było takiej wielkości, że 3 osoby spokojnie się w nim wyśpią, a może nawet i 4. Czysto, ładnie.
Hyderabad

  • Nand International** - pobyt w październiku 2009 roku, pokój 3-osobowy z A/C: Rs. 1200. Wbrew pozorom (fasadzie) bardzo porządny hotel. W pierwszym pokoju miałyśmy problemy (coś z hydrauliką albo klimą), bez problemu nam dali inny. Pomogli zorientować się w mieście, dostaliśmy też za darmo przewodniki po Hyderabadzie. Na noc wejście do hotelu jest zamykane na kratę (na miejscu jest stróż, który otworzy w razie potrzeby).
Jaipur
  • Hotel Pearl Palace*** - pobyt w lipcu 2016 roku, pokój 4-osobowy z A/C + dostawione łóżko: Rs. 2500. Przepiękny hotel (sam jest wart zwiedzenia) oraz przemili pracownicy recepcji. Niejeden hotel mógłby się od nich uczyć standardów obsługi klienta. Zarezerwowaliśmy family room z dostawką, ale na miejscu dostaliśmy dwa odrębne pokoje. "Bo będzie nam wygodniej, mając 2 łazienki, a nie jedną." Nie musieliśmy dopłacać różnicy w cenie. Pozwolili nam się też zameldować 6h przed oficjalnym check-inem, ponieważ byliśmy zmęczeni po całonocnej podróży. Na recepcji można wymienić też pieniądze, na dachu znajduje się restauracja. Nie jest najtańsza, ale jedzenie pyszne.
  • Pearl Palace Heritage*** - pobyt w marcu 2011 roku, pokój 4-osobowy z A/C: Rs. 2000 + dostawione łóżko Rs. 500. Wybudowany w 2011 piękny hotel o bardziej luksusowym standardzie. Nasz apartament to spory pokój, który był podzielony na część sypialną z dwoma łóżkami małżeńskimi oraz dzienną. Właściciele dwie ulice dalej mają drugi (tańszy) hotel, w którym mieści się też restauracja. Jeśli w drugim hotelu jest jakaś impreza (np. świętowanie holi), to goście z Pearl Palace Heritage też są zaproszeni.
  • Tara Niwas** - pobyt w marcu 2011 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1900 + extra bed Rs. 350. Standardowy indyjski hotel z typowymi udogodnieniami. Na miejscu jest też restauracja. 
  • Sneh Deep** - pobyt w lipcu 2008 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1000. Sporych rozmiarów pokój w prywatnym domu. Mili właściciele, pomagają przy zalatwieniu różnych spraw. Dzielnica mieszkalna, więc jest cicho.
Jaisalmer
  • Desert Moon Guest House** - pobyt w marcu 2011 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1200. Za darmo odebrali nas jeepem ze stacji autobusowej. Załatwili nam też za sensowne pieniądze pół-dniowe safari. Miejsce trochę na uboczu, ale dzięki temu jest cicho i daleko od naciągaczy. Na dachu jest restauracja z ładnymi widokami i dobrym jedzeniem. W pokojach czyściutko.

    Aktualizacja z lipca 2016 roku: pokój 2-osobowy deluxe z A/C: Rs. 1400, 2-osobowy standard z A/C: Rs. 1200, dodatkowy materac: Rs. 300. Między pokojami standard i deluxe nie ma praktycznie różnicy. Przez 5 lat hotel wg mnie podupadł - niedoprana pościel, brak już ręczników dla gości, niedokładnie posprzątana łazienka. Ponadto, obiecano nam pick-up z dworca. Nikt po nas nie wyjechał. (Co nie było najmilszą niespodzianką o 23:30.) W zamian chociaż odwieźli nas na dworzec, gdy wyjeżdżaliśmy. Na dachu można za opłatą zjeść śniadanie, ale innych posiłków już nie serwują.
    Nadal można się tu przespać ze spokojem ducha, ale to już nie jest jedna z najlepszych miejscówek w mieście (za te pieniądze).
Jamnagar
  • Ashiana** - pobyt w listopadzie 2013 roku, pokój 2-osobowy bez A/C: Rs. 500. Skromny pokój z osobnymi łóżkami, w którym miałyśmy kącik dzienny, tzn. kanapy i ławę. Japoński układ budynku - do pokojów wchodzi się z zewnętrznego wspólnego korytarza (krużganka?). Na wprost drzwi wejściowych jest wyjście na balkon, więc pokój łatwo można przewietrzyć. Bardzo miła obsługa, właściciel nawet ostatniego dnia chory pojechał na dworzec, żeby zdobyć dla nas bilety na pociąg. Nie ma może luksusów, ale to dobra miejscówka. No i to jedyna okazja, by pochwalić się, że spało się w Super Markecie. ;-) Wokół jest mnóstwo sklepów, więc lubiący shopping będą w raju.
Jodhpur
  • Blue House** - pobyt w marcu 2011 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 950. Skromne pokoje w stylu radżastańskim, czyli malowane w kwiaty, tancerki itp. Na powitanie dostaliśmy girlandy kwiatów. :) Schludnie. Z niektórych pokojów super widok.
  • Durag Niwas Guest House* - pobyt w lipcu 2008 roku, pokój 2-osobowy z A/C (Maharaja): Rs. 800. Nasz pokój był najlepszym z dostępnych i był naprawdę ok. Zmieściłoby się w nim z powodzeniem 5 osób. Widziałyśmy inne dostępne pokoje i one już nie robiły aż tak dobrego wrażenia. W połowie pobytu właścicielka zabrała się za naprawdę stelaża w naszym łóżku (nie zgłaszałyśmy żadnego problemu). Wpadła do nas bez uprzedzenia z robotnikami i zaczęli naprawiać łóżko. Gdy z powodu burzy piaskowej w mieście wysiadł prąd, dostałyśmy jedną (!) świeczkę. Bez zapałek. Oprócz tego było naprawdę spoko. :) A, po wewnętrznym patio biegają mrówki giganty, ale do pokojów już nie wchodzą.
Kolkata
  • NRI Residency*** - pobyt w lipcu 2012 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1100. Najlepsza możliwa miejscówka w Kalkucie. Dzięki niej zrodziła się moja Kolkata story. :) Właściciele mieszkają w Stanach, więc na odpowiedź trzeba zwykle poczekać kilka godzin. Na miejscu jest miły strażnik, który przynosi do pokoju kawę i herbatę, a rano rozstawia śniadanie (za dod. opłatą). Miejscówkę trudno znaleźć samemu, więc w praktyce lepiej wziąć od nich transport z lotniska. Ewentualnie zapraszam po szczegółowe wskazówki do mnie. W mieszkaniu jest wspólny salon połączony z jadalnią, z którego wchodzi się do 3 osobnych pokojów. Każdy z własną łazienką i z zamkiem. Standard mieszkania jest bardziej europejski niż indyjski.
Mumbai
  • AK International** - pobyt w październiku 2019, pokój 3-osobowy z A/C: 3300 Rs., niezła miejscówka blisko CST, choć taksówkarze miewają problem z trafieniem. W hotelu nie ma restauracji, ale wokół pełno jest knajp. Wersja budżetowa, ale nic nam nie biegało. 
  • Oasis Hotel** - pobyt w grudniu 2013 roku, pokój 3-osobowy z A/C: Rs. 2650 + materac Rs. 400, pokój 2-osobowy bez A/C: Rs. 1500. Chyba najlepsza miejscówka w Mumbaju, jeśli chodzi o proporcję między ceną, jakością i lokalizacją. Hotel przy Bhagat Singh Road, ale od strony dworca Victorii, czyli w dzielnicy Fort. Wszyscy, gdy słyszą BS Road, najpierw myślą o drugim końcu ulicy, czyli o Colabie. W hotelu nie ma restauracji, ale obok jest mnóstwo knajp i sklepików. Pokoje nie powalają na kolana, ale jest czysto i nic w nich nie biega. Pod hotelem można się natknąć na szczury, ale w hotelu ich nie ma. Pomagają też zarezerwować pre-paid taxi czy ogarnąć inne sprawy na miejscu. 
  • New Bengal Hotel** - pobyt w lipcu 2008 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1800. Porządny hotel, remontowany po naszym pobycie, by miał charakter bardziej biznesowy. Pokoje schludne, wystarczająco duże, by nie dostać klaustrofobii. W hotelu nie było wtedy restauracji, ale zaraz pod hotelem jest parę restauracji. Każdy z recepcjonistów obiecywał nam zawsze discount, ale finalnie od żadnego discountu nie dostaliśmy. 
Orchha
  • Hotel Sunset** - pobyt w czerwcu 2016 roku, pokój 2-osobowy z A/C: $22, pokój 2-osobowy bez A/C: $11, dodatkowa osoba: $5. Bardziej rodzinny guest house niż typowy hotel. Pokoje czyste, klimatyzacja działała chwilami aż za dobrze. W ramach darmowego śniadania można zamówić tosty lub omlet i kawę lub herbatę. Ewentualnie jeszcze jakiś napój (już za dopłatą). Oprócz noclegu hotel zorganizował nam też samochód do Khajuraho za naprawdę niewielkie pieniądze jak na jakość pojazdu, więc ewidentnie nie próbuje się tu naciągać gości, narzucając na wszystko swoją marżę. Pomogli nam też przy załatwieniu biletów autokarowych na dalszą podróż.

Udaipur
  • Grand Minerwa*** - pobyt w czerwcu 2016, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1500, pokój 2-osobowy bez A/C: Rs. 1000. Znajdujący się w sąsiedniej bramie jeszcze wykańczany nowy hotel właścicieli Minerwy, z założenia o wyższym standardzie. Finalnie ceny będą pewnie wyższe. Ładne i przestronne pokoje, czyściutko, duże łazienki. Ok. 100 metrów dalej znajduje się prowadzona przez kogoś z rodziny kawiarnia Grasswood - tanio jak na Indie nie jest, ale dobre jedzenie i prawdziwa kawa (żadna tam zbożówka jak w innych miejscach).
  • Minerwa***- pobyt w marcu 2011 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 1000, pokój 3-osobowy z A/C: Rs. 1500. Na dachu hotelu znajduje się restauracja, z której roztacza się piękny widok na jezioro i pałac. Pokoje są schludne, czyste, urządzone w stylu radżastańskim. Gdy przyjechaliśmy do hotelu o 5 rano, to obsługa pozwoliła nam się położyć spać na kanapach na tarasie restauracji, w tym czasie na szybko przygotowali nam pokój tymczasowy. (Nasze właściwe pokoje były gotowe dopiero w porze check-inu.)
Varanasi
  • Kedar Guest House* - pobyt w lipcu 2012 roku, pokój 2-osobowy z A/C: Rs. 950, w cenie śniadanie. Skromne pokoje z tylko najważniejszymi rzeczami. Wystrój ciemny, więc może trochę przygnębiać. Mimo rezerwacji dwóch pokojów z łazienkami western-style w jednym z pokojów mieliśmy jednak wersję azjatycką. W cenie pokoju jest pyszne śniadanie. Jeśli właściciel cokolwiek wam załatwia (np. rejs łódką po Gangesie), to płacicie u niego, a nie u usługodawcy. My prawie daliśmy w ten sposób kilka baaaaardzo dużych napiwków. Plusem tego miejsca jest lokalizacja - na uboczu, więc i samochodem łatwiej dojechać, i ciszej niż przy głównych ghatach.